Zjawisko „48 hours challenge” – rzekomej „gry” polegającej na znikaniu nastolatków na dwie doby – praktycznie nie występowało w sieci od 2023 roku. Do momentu, gdy w październiku 2025 roku media podały informację o zaginięciu dwójki nastolatków z Rzeszowa. Choć Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie i Fundacja ITAKA jednoznacznie stwierdziły, że sprawa nie ma żadnego związku z trendem, dziennikarze i influencerzy zaczęli łączyć oba wątki.
W efekcie w ciągu pięciu dni pojawiło się 2,7 tys. publikacji – głównie w mediach społecznościowych.
Zasięg komunikatów przekroczył 9,7 mln kontaktów, co oznacza, że statystycznie co trzecia osoba w Polsce zetknęła się w tym czasie z hasłem „48 hours challenge”.
Zobacz również
– To bardzo niebezpieczny trend – i nie mówię tu tylko o nieodpowiedzialnej zabawie nastolatków, ale także o mediach powielających klikalne informacje, które nie mają pokrycia w faktach – mówi Monika Ezman, dyrektor Działu Analiz IMM.
Efekt kuli śnieżnej w sieci
Analiza IMM pokazuje, że aż 90% treści o „48 hours challenge” powstało w social mediach. Najwięcej na:
- YouTubie – 904 wpisy,
- Facebooku – 859,
- TikToku – 294.
Łącznie wygenerowały one ponad 40 tys. interakcji – od reakcji po udostępnienia. Najaktywniejszy był TikTok (16,9 tys.), następnie YouTube (12 tys.) i Facebook (7,4 tys.).
Apps in ChatGPT: nowy krok OpenAI [OPINIE]
W tradycyjnych mediach pojawiło się 237 materiałów – w większości powielających niesprawdzone sugestie o powiązaniu tragedii z „niebezpiecznym wyzwaniem”.
Słuchaj podcastu NowyMarketing

Emocje zamiast faktów
Analiza emocji w internetowych dyskusjach pokazuje, że dominowały smutek, lęk i gniew.
Użytkownicy wyrażali żal wobec rodzin ofiar i krytykowali media za „nakręcanie sensacji”. Pojawiały się głosy obwiniające dziennikarzy o clickbaitowe tytuły („może”, „podobno”) oraz polityków o wykorzystywanie tragedii do populistycznych wystąpień.
Nie brakowało też sarkazmu i czarnego humoru – często jako próby odreagowania społecznego napięcia.
Media w pułapce szybkości
Eksperci IMM zwracają uwagę, że to nie sama dezinformacja była największym zagrożeniem, lecz sposób jej wzmacniania przez media. Wielu wydawców, walcząc o uwagę odbiorcy, publikowało treści oparte na przypuszczeniach, które napędzały spiralę zainteresowania.
– Media muszą nadążać za tempem przepływu informacji, jednak nie powinny tego robić za wszelką cenę – zwłaszcza kosztem rzetelności. Siła dziennikarstwa tkwi w jakości przekazu, a nie w szybkości reakcji – mówi Monika Ezman z IMM.
Raport pokazuje, że w erze krótkich form i emocjonalnych nagłówków odbiorcy rzadko mają czas, by weryfikować fakty. W efekcie nawet nieistniejący trend może w kilka dni stać się realnym zjawiskiem społecznym.
Kryzys zaufania i odpowiedzialności
W komentarzach internautów silnie wybrzmiewał lęk o przyszłość — o bezpieczeństwo dzieci w sieci, ale też o kondycję społeczeństwa. Pojawiały się określenia takie jak „cywilizacja śmierci” czy „zagłada przez internet”. Jednocześnie dyskutowano o systemowej bezradności wobec kryzysu psychicznego młodzieży – przepełnionych oddziałów psychiatrycznych, braku specjalistów i wsparcia dla rodzin.
Raport IMM sugeruje, że to właśnie w takich emocjonalnych lukach najlepiej rozprzestrzenia się dezinformacja – łącząc prawdziwy lęk z medialną przesadą.
„48 hours challenge” stał się przykładem, jak emocje mogą przebić fakty, a media – nawet w dobrej wierze – potrafią przywrócić do życia nieistniejące zjawisko. Raport IMM to przestroga: w epoce natychmiastowych reakcji, odpowiedzialność za przekaz staje się kluczowym elementem bezpieczeństwa informacyjnego.