fot. www.facebook.com/TefalPL
Jeśli ta pierwsza opcja jest prawdziwa, to mamy tu do czynienia z wprost wirtuozerskim posunięciem i mistrzowskim balansem na granicy poprawności politycznej. A to królowa komunikacji.
Zobacz również
Osobiście uwielbiam śliskie żarty. Śliskie, czyli niepoprawne politycznie. Ziejące nietolerancją, seksistowskie i wyśmiewające mniejszości. Żeby nie było – najbardziej uwielbiam przedstawicieli owych mniejszości, nie obrażających się za byle żart. Na przykład mojego przyjaciela, mieszkającego na stałe w Anglii, któremu raz na jakiś czas znajomi zaczynają wypominać, że zabiera im pracę. Na przykład mojego znajomego geja, która naśmiewa się ze mnie, kiedy „piję jak ciota”. Wszystko fajnie, ale epatowanie takim poczuciem humoru publicznie, zwłaszcza, kiedy jesteś marką i sprzedajesz ludziom rzeczy to proszenie się o kłopoty. Tefal był sprytniejszy. Nie wziął na cel mniejszości seksualnej, etnicznej, ani politycznej, tylko… kulinarną.
Zasadniczo, to nikt nie zrobił tu nic złego. Ot, lekko rykoszetem oberwało się grupie ludzi, która nie jest targetem komunikatu. Nie było nawet za co przepraszać. Och, co innego, gdyby poszli w seksizm. Ja bym się może nawet zaśmiał, ale post za chwilę wylądowałby u Czaplickiej. A tak? Wszyscy żyją, lajk się zgadza, zasięg się rodzi, hejt truchleje.
Bycie wegetarianinem lub weganinem jest jak chodzenie na siłownię lub studiowanie prawa. Po prostu musisz o tym mówić wszystkim wokół przy każdej możliwej okazji. Ten właśnie insight wziął sobie Tefal na warsztat. Trafnie. Wiecie, mógłbym tam nie zaglądać, a i tak wiedziałbym, jakie będą komentarze. Mogę tylko żuć popcorn i bić brawo.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Słuchaj podcastu NowyMarketing
I piąty: http://bit.ly/1N3aiUI 🙂
Posted by Tefal on 21 styczeń 2016