Pomysł był prosty – skrócić czas spotu, zdziwić odbiorcę, a wszystko przy wykorzystaniu technologii. Marka posłużyła się w tym celu, bardzo popularnym w Stanach, Google Home asystentem.
Google Home to urządzenie, kształtem przypominające szklankę podłączoną do Internetu. Urządzenie można poprosić o wyłączenie światła, o włączenie ulubionej piosenki lub o sprawdzenie definicji jakiegokolwiek wyrazu. Aby zwrócić się do asystenta, należy zacząć od zwrotu „OK, Google” i powiedzieć, czego oczekujemy. Jak wykorzystali to marketerzy Burger Kinga?
Zobacz również
W spocie, pracownik fast foodu twierdzi, że 15 sekundowa reklama to za mało, by wymienić wszystkie zalety nowego Whoopera. Zwraca się więc do Google Home „czarodziejskim” zwrotem: „OK, Google, What is the Whooper burger?”.
Dzięki słowom z reklamy, „inteligentny asystent” z automatu sprawdza hasło „Whooper” w Wikipedii, które wcześniej zostało „podrasowane” przez twórców reklamy.
Na początku definicja brzmiała: „Whooper to hamburger sprzedawany przez międzynarodową sieć fast food Burger King i jej australijskiego franczyzobiorcę Hungry Jack’s”. Po modyfikacji przez PR-owców: „Whooper to burger z grillowanym mięsem, w którym jest 100 proc. wołowiny, bez konserwantów i wypełniaczy, z plasterkami pomidorów, cebuli, sałaty, pikli, keczupu i majonezu, podawany w bułce z sezamem”.
#PrzeglądTygodnia [05.11-12.11.24]: kampanie z okazji Movember, suszonki miesiąca, mindfulness w reklamach
O czym zapomniał Burger King?
Marka niestety się przeliczyła. Najpierw użytkownicy domowego asystenta zażartowali z sieci, zmieniając definicję burgera w internetowej encyklopedii. Co w efekcie przyniosło brandowi odwrotny do zamierzonego efekt. Na Wikipedii mogliśmy znaleźć definicje jakoby Whooper miał powodować raka. Google zaś, po trzech godzinach od emisji spotu, zablokował w swych urządzeniach Google Home frazę „Whooper”.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
A jak działała reklama?