Ambicja to element strategii twojej marki osobistej? Prawdopodobnie Cię nie zatrudnimy!

Ambicja to element strategii twojej marki osobistej? Prawdopodobnie Cię nie zatrudnimy!
Od jakiegoś czasu przyglądam się polskiemu rynkowi pracy w branży reklamowej. Z dużym prawdopodobieństwem, tym co za chwilę napiszę, podpadnę wielu osobom. Jednak bardziej od przychylności raczej niezbyt bliskich mi osób, zależy mi na podzieleniu się wnioskami z własnych obserwacji...
O autorze
5 min czytania 2018-07-11

…a także rozmów, jakie przeprowadziłem z kolegami i koleżankami po fachu. Podanych poniżej przykładów nie da się przełożyć jeden do jednego na każdego, choć jestem przekonany, że z pewnością uda ci się z częścią z nich utożsamić.

Ludzie nie opuszczają firm, ludzie opuszczają ludzi

Postaraj się wcielić w rolę rekrutera, który przedziera się właśnie przez masę CV nadesłanych przez kandydatów „wartych uwagi” i tych, którzy w jego opinii są „niepewni” ze względu na krótkie okresy zatrudnienia w poprzednich miejscach pracy. W zestawieniu z kandydatem, który pracuje przez 3 lata w jednym miejscu, inna osoba pracująca w tym czasie w 3, a nawet 4 miejscach może mieć mniejsze szanse na spotkanie i rozmowę rekrutacyjną. Dlaczego tak się dzieje? Otóż w opinii rekrutera z osobą często zmieniającą pracę z pewnością „jest coś nie tak”. Taka osoba jawi się jako ktoś nieodpowiedzialny i niestabilny, ktoś, kto prawdopodobnie nie zagrzeje miejsca w organizacji zbyt długo. W końcu rekruter powinien zapraszać kandydatów, z których „nie będzie musiał tłumaczyć się po 3-4 miesiącach”. Dlaczego nikt nie przygląda się organizacjom i ich managerom, w których pracownicy często znikają na L4 lub zmieniają pracę przed upłynięciem 6 miesięcy od momentu zatrudnienia? Rotacja pracowników w wielu firmach jest na wysokim poziomie. Dlaczego? Z pewnością po części przyczyniają się do tego umiejętności pracowników, a raczej ich niedostatek, w związku z którym pracodawca lub sam zainteresowany decyduje się zakończyć współpracę. Są także inne przyczyny, o których nie mówi się głośno, a przynajmniej nie na forum, w obawie przed problemami z zatrudnieniem, jakie mogą się w związku z tym pojawić.

Istnieje ryzyko związane z zaufaniem – jednak znacznie większym zagrożeniem jest brak zaufania

A teraz zadaj sobie pytanie, ile razy sam decydowałeś się pozostać w pracy, która ewidentnie okazała się dla ciebie rozczarowaniem? Zrobiłeś to tylko dlatego, żeby nie wyglądało to źle w CV? Kto z nas pomyślał, że następny potencjalny pracodawca będzie na nas patrzył nieprzychylnie z powodu krótkiego okresu zatrudnienia w ostatnim miejscu pracy? Stykam się z tym zjawiskiem od bardzo długiego czasu i wydaje się być ono nagminne. Znam je także z własnych doświadczeń. Mianowicie na rozmowach kwalifikacyjnych potencjalnym pracownikom obiecuje się złote góry zarówno pod względem możliwości rozwoju, jak i zarobków. Te drugie często uzależnione są od premii będących w sporej części przypadków, mówiąc z angielska, „nierezlizowable”. Starasz się, robisz wszystko, aby otrzymać premię, a na finał dowiadujesz się, że musisz postarać się jeszcze bardziej i tak z miesiąca na miesiąc, z kwartału na kwartał. Mało tego – nierzadko pracownicy po rozpoczęciu pracy dowiadują się, że zakres ich obowiązków jest zgoła odmienny od tego, na jaki się godzili, przyjmując ofertę pracy. Kto miał tak choć raz, ręka do góry? Jeszcze jeden aspekt to zakres kompetencji, który także potrafi znacząco się kurczyć z każdym kolejnym dniem pracy w nowej firmie. Dla przykładu na rozmowie dowiadujesz się, że masz w pełni samodzielne i odpowiedzialne stanowisko. Możesz podejmować autonomiczne decyzje i swobodnie kierować sobą, a także zespołem, jeśli akurat taki mamy, aby osiągnąć zakładane rezultaty. Z reguły, po jakimś czasie okazuje się, że do dyrektora lub prezesa musisz chodzić na konsultacje nawet w kwestii ulotki, drobnych elementów graficznych na KV, czy tłumaczyć zmiany w kampaniach digital, aby to osoba będąca nad tobą w strukturze organizacji, często niemająca o danych zagadnieniach pojęcia, podejmowała finalne decyzje.

Ego, czy zdrowy rozsądek?

Załóżmy, że jesteś ambitny, pewny swoich umiejętności, które rozwijałeś przez wiele lat i które nadal udoskonalasz, kształcąc się niemal bezustannie. W pewnym momencie dowiadujesz się, że masz podpisać się swoim nazwiskiem pod decyzją i jej wynikami, które zostały ci odgórnie narzucone. Są dwa wyjścia z takiej sytuacji:

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 100 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj
  1. pokornie przyjmować kolejne dyspozycje prezesa i godzić się z ich rezultatami, a te nierzadko szkodzą marce, za którą odpowiadasz, a także twojej marce osobistej, bo przecież ty nigdy nie podjąłbyś takich decyzji. Po 2-3 latach decydujesz się „rozwijać poza granicami aktualnej organizacji”. Przygotowujesz CV i prezentujesz zrealizowane projekty, które były wypadkową często niemających nic wspólnego z wiedzą i rzeczywistością marketingową decyzji twojego przełożonego. Jeśli bezpośrednio odpowiadałeś za markę, „bierzesz to na klatę” i wysyłasz. W sumie to nie masz teraz innej opcji. Okazuje się, że to, co zaprezentowałeś w CV dziwi osoby, które mają pojęcie o branży reklamowej i potrafią rozpoznać działania nieumiejętne i te szkodliwe dla marki. Niestety, w związku z tym, nie jesteś zapraszany na rozmowy w miejsca, w których naprawdę chciałbyś pracować. W zamian za to zapraszają cię tam, gdzie naprawdę doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie chcesz być. Z drugiej strony rachunki same się nie zapłacą, więc idziesz. Jak myślisz, długo popracujesz w takim miejscu? Kolejna praca na chwilę?
  2. Druga opcja to rozmowa z przełożonym i tłumaczenie, że pewne działania nie mają sensu i rekomendujesz inne. Po czasie okazuje się, że „prezes ma zawsze rację”. Widzisz, że nie ma szans na to, aby prowadzić działania w sposób, w jaki potrzebuje tego marka oraz w zgodzie ze sobą. „Nie ma sensu kopać się z koniem”. Po raz pierwszy decydujesz się w myślach odejść z pracy. Przez jakiś czas nie daje ci to spokoju. Rozmyślasz w nocy, aby następnego ranka z podkrążonymi oczami wsiąść w samochód i pojechać z nadzieją, że na pewno za chwilę wszystko się zmieni i będziesz mógł samodzielnie działać i być w pełni odpowiedzialni za swoje decyzje. Niestety rzeczywistość każdego kolejnego dnia brutalnie przypomina o sobie. Jesteś jedynie wykonawcą poleceń, które pozostają w sprzeczności z tobą. W końcu na głos sam przed sobą mówisz, że rezygnujesz z pracy. Jesteś ambitny i chcesz przeznaczać swoją energię na realne działanie, a nie ciągłe tłumaczenie, przekonywanie czy w najgorszym wypadku bezsensowne i do niczego nieprowadzące spory z przełożonym. Dodatkowo ani zakres obowiązków, ani kompetencji nie jest taki, na jaki umawiałeś się z pracodawcą. Przychodzi ten moment i szykujesz CV. W końcu zmiana pracy wymaga wysłania kilku życiorysów 😉 I tu masz dwie opcje a) albo uaktualniasz CV i rekruterzy będą patrzeć na ciebie krzywo ze względu na krótki czas pracy w ostatnim miejscu lub b) zostawiasz w CV poprzednie miejsce zatrudnienia i pomijasz to ostatnie – przecież to była ewidentna pomyłka, o której chcesz jak najszybciej zapomnieć. Wtedy rekruter z dużym prawdopodobieństwem ma szansę pomyśleć „od prawie 6 miesięcy nie może znaleźć pracy, pewnie coś z nim jest nie tak”.

Kto kogo zatrudnia?

Rynek pracy w branży reklamowej bardzo dba o swój PR zewnętrzny. Piękne obrazki szczęśliwych i uśmiechniętych pracowników. To scenki, które niestety często mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wewnątrz już nie jest tak kolorowo, jak na opakowaniu. Kto był po drugiej stronie, ten miał szansę wyrobić sobie swoją subiektywną opinię. Nie chcę generalizować, ale wydaje się to być bardzo wyraźnym trendem, który zauważa coraz więcej osób. Wydaje mi się, że czasy pracodawców, którym wolno było wszystko, nieodwracalnie się kończą. To pracownicy, a nie pracodawcy zaczynają wyznaczać standardy współpracy i zatrudnienia. Kochani pracownicy, trzymam mocno kciuki za was i za wasze oraz jednocześnie swoje ambicje 🙂 Drodzy pracodawcy i właściciele firm, przyglądajcie się rotacjom w waszych organizacjach. Można z nich wyciągnąć wiele ciekawych wniosków, niekoniecznie powiązanych tylko z ostatnio zatrudnianymi pracownikami. Pisząc to mam także na myśli siebie, bo również jestem przedsiębiorcą. Finalnie nie liczy się ilość a jakość i warto o tym pamiętać równie niezmiennie, jak o pokorze.

Słuchaj podcastu NowyMarketing