Czy freak fighty niszczą polski internet?

Czy freak fighty niszczą polski internet?
XX edycja gali największej „freakowej federacji” w Europie to dobry moment, aby zadać sobie pytanie, czym aktualnie są freak fighty jako zjawisko społeczne. Witajcie w świecie „walk dziwaków” – widowiska, w którym granice sportowej rywalizacji szybko się zacierają, a spektakl miesza się z kontrowersją, pomówieniami i sportem samym w sobie – bo przecież z założenia to właśnie o sportową rywalizację miało w tym chodzić.
O autorze
5 min czytania 2024-02-12

Chyba wszyscy pamiętamy, że celebryci prezentowali już kiedyś swoje umiejętności taneczne i toczyli rywalizację w popularnym programie telewizyjnym na antenie TVN. Później przenieśli swoje zmagania na lód, zakładając łyżwy, aby zmierzyć się ze sobą w programie jednego z kanałów Telewizji Polskiej. W kolejnym show gwiazdy skakały do wody, rywalizując ze sobą w akrobatycznych konkurencjach organizowanych przez Polsat. Obserwując to, internet szybko zauważył telewizyjny potencjał innej dziedziny – brutalnych starć fizycznych.

Freak fighty błyskawicznie zdobyły popularność, weszły do mainstreamu i do dziś budzą skrajne emocje. Niektórzy uważają je za czystą rozrywkę, widowisko przyciągające tłumy kibiców. Inni zaś widzą w nich źródło moralnych i etycznych dylematów, które związane są z eksponowaniem fałszywych autorytetów. Na tle licznych kontrowersji warto dziś zastanowić się nad prawdziwym powodem stale rosnącej popularności freak fightów. Czy jest nim tęsknota za pierwotną walką, gdzie siła i brawura decydowały o zwycięstwie?

Gale freakfightowe to często zbiorowisko skrajności – biorą w nich udział byli politycy, patoinfluencerzy, ale także zawodowi sportowcy, którzy jeszcze niedawno reprezentowali nasz kraj w kadrze narodowej. Z nieustannie rosnącą popularnością tego widowiska wiążą się też ogromne wynagrodzenia dla zawodników, które zachęcają do udziału nie tylko persony z showbiznesu, ale również z profesjonalnego sportu. Z łatwością można obliczyć, jaki przychód otrzymamy ze sprzedaży średnio 500 tys. dostępów PayPerView w cenie ok. 30 zł za sztukę. Suma jest naprawdę pokaźna. Pół miliona złotych gaży dla uczestnika za jedną walkę na nikim z uniwersum freak fightów nie robi więc już dziś wrażenia.

Federacje zbudowały swoją silną pozycję na kontrowersji, która „klika się” jak nic innego – a to zapewniło im popkulturowy języczek uwagi, Ukazaniem skali popularności tego zjawiska jest youtubowy kanał FreakFightPolska, publikujący materiały informujące o nowinkach w tym świecie. Treści ukazują się tam nawet kilka razy w tygodniu, często osiągając wyniki na poziomie kilkuset tysięcy wyświetleń.

LinkedIn logo
Dziękujemy 90 000 fanom na LinkedInie. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Głośno mówi się nie tylko o kontrowersjach, ale też o potknięciach. Wystarczy spojrzeć na przykład Royal Division, która upadła już po pierwszej edycji z racji słabego przygotowania i wykorzystania do „promocji” sobowtórów prezydentów Ukrainy oraz Rosji. Z kolei działalność federacji High League – pomimo jej teoretycznie wysokiej pozycji na tym rynku – została zakończona przez polskie służby specjalne i krajowy wymiar sprawiedliwości ze względu na liczne powiązania z czeczeńskim zbrodniarzem wojennym, Ramzanem Kadyrowem. W tym kontekście wypada również wspomnieć o projekcie MMA VIP, który został zapamiętany głównie ze względu na współpracę z szefem mafii pruszkowskiej – Słowikiem.

Funkcjonujące obecnie federacje jak magnes przyciągają polskich patoinfluencerów, którzy biorąc udział w walkach, mogą szybko zdobyć nie tylko duże pieniądze, ale też popularność i rozgłos. Z gal wywodzą się takie postaci jak Amadeusz Ferrari czy Adrian Polak, którzy są już dziś nieodłączną częścią każdego show. Udział w walkach jest więc szansą na szybkie zdobycie sławy i pieniędzy – jednak niesie ze sobą również pewien konkretny wizerunek, który niemal automatycznie dyskwalifikuje uczestnika gali z udziału w innych aktywnościach – choćby kampaniach reklamowych renomowanych marek. Choć warto przy tym wspomnieć też o influencerach, jak np. Robert Pasut, którzy dzięki freak fightom zyskali drugie życie w sieci. Dzięki dość niecodziennemu podejściu do kreowania swojej postaci w słynnym „oktagonie” zdołał on ponownie zainteresować publiczność i wskrzesić na pewien czas swój kanał.

Słuchaj podcastu NowyMarketing

fot. Fame MMA (A. Ferrari, A. Polak)

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Freak Fighty a social media

Freak fighty, podobnie jak wiele innych form rozrywki i sportu, nie są „czymś złym” z definicji. Mając na uwadze, że sporty walki od dekad cieszą się sporą popularnością, a od wieków zajmują też widoczną pozycję w kulturze, freak fighty były początkowo postrzegane jako forma sportowej aktywności – choć o wiele bardziej kontrowersyjnym charakterze niż w przypadku tradycyjnych dyscyplin.

Dziś na konferencjach poprzedzających gale freakfightowe pomawianie, wyzywanie i zachowania „niczym spod celi” weszły już w nawyk uczestnikom tych wydarzeń – a zawodnicy, którzy najefektowniej „obrzucą błotem” drugą stronę, postrzegani są jako „contenciarze” i „poddymiacze”. Transformacja widowiska sportowego w zbiorowisko patologii i gangsterskich zachowań ma przy tym daleko idące konsekwencje społeczne. Młodzi ludzie – będący fanami tego rodzaju rozrywki – są bowiem narażeni na obserwowanie toksycznych wzorców zachowań, co może prowadzić do eskalacji przemocy i agresji w ich codziennym życiu.

Nie tylko same freak fighty, ale również platformy społecznościowe przyczyniają się do gloryfikacji przemocy, dehumanizacji uczestników i promocji kultury walki jako rozwiązywania konfliktów. W efekcie normalizują one patologiczne zachowania, które są dla społeczeństwa jednoznacznie szkodliwe. W tym kontekście istotną rolę odgrywają platformy internetowe – w szczególności YouTube. Jako jedna z największych platform wideo na świecie, YouTube ma ogromny wpływ na kształtowanie kultury i opinii publicznej, jednak narzędzie to jest w dużym stopniu kreowane przez samą społeczność.

Skutki gloryfikacji patologicznych zachowań

Problem promocji fałszywych autorytetów i patologicznych zachowań nie jest niestety wyłącznie domeną internetu. Największe stacje telewizyjne również starają się nadążyć za tą „modą”. Znamy przecież arcyciekawą ścieżkę kariery Marty Linkiewicz, której początek miał miejsce w autokarze Rae Sremmurd, kontynuacja na pierwszych galach FameMMA, a finał w niedawnym programie TVN u boku… Natalii Janoszek. Marta jest doskonałym przykładem tego, jak łatwo i szybko można zdobyć duży rozgłos, a później – bez konsekwencji – dalej kreować swój wizerunek w internecie.

Idźmy jednak dalej – pewien streamer, o pseudonimie na literę K, aby spełnić swoje marzenie i wystąpić na gali freakfightowej, także zdecydował się na podjęcie kontrowersyjnych kroków. Po spryskaniu przechodniów gazem pieprzowym, upiciu nieletniej i publicznym obrażaniu wiceministra, został jednak schwytany przez wymiar sprawiedliwości. Ten przypadek pokazuje, do jakich posunięć zdolni są ludzie zainspirowani patoidolami, aby również móc zaistnieć w ich świecie.

fot. Fame MMA (M. Linkiewicz)

Co więcej, na galach freakfightowych coraz częściej jako uczestnicy występują zawodowi sportowcy. Takie działanie również może utwierdzać młodych widzów w przekonaniu, że bardziej opłaca się zaangażować w patologiczne show, niż w prawdziwy sport.

Tolerancja YouTube’a

Niepokojąca naiwność tkwi w przekonaniu, że algorytmy samoczynnie filtrują i oceniają zawartość wideo na platformach takich jak YouTube. W rzeczywistości – choć technologia staje się coraz bardziej zaawansowana – to wciąż niezwykle trudno jest powierzyć jej pełną odpowiedzialność za to, co trafia na nasze ekrany. Dlatego też dyskusja na temat roli, jaką odgrywamy w kształtowaniu społeczności cyfrowej, staje się obecnie niezwykle istotnym i aktualnym tematem.

YouTube pozwolił na zgromadzenie setek milionów godzin materiałów wideo. W tym morzu treści zadaniem algorytmu jest wybór tego, co trafia przed nasze oczy. Jednakże mechanizmy te są oparte na twardych danych, a nie na moralności czy etyce. Nie mają one zdolności odróżniania treści odpowiednich od tych, które mogą być szkodliwe, zwłaszcza dla młodszych użytkowników.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której dostęp do YouTube jest niemalże nieograniczony, a treści, które przeglądamy, są jedynie wynikiem algorytmicznych wyborów. Jak „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”, tak wszystkie drogi prowadziłyby pewnie do Fame MMA na głównym „wallu”. Dlatego też naszym obowiązkiem, jako społeczności internetowej, jest aktywne angażowanie się w kształtowanie tego, co widzimy i konsumujemy.

Zgłaszanie treści nieodpowiednich dla niepełnoletnich użytkowników YouTuba staje się dziś kluczowym narzędziem, które możemy wykorzystać, by wspierać bezpieczne środowisko online. Wysyłając sygnał do platformy, informujemy ją o tym, że pewne treści mogą być szkodliwe lub niestosowne dla młodszego widza. Jest to krok w kierunku większej odpowiedzialności – zarówno ze strony użytkowników, jak i samej platformy. Patrząc wstecz mogliśmy zauważyć już szybką reakcję platformy YouTube na dużą liczbę zgłoszeń wobec NitroZyniaka po głośnym filmie „Nie wiem, ale się dowiem!”. W rezultacie jego kanał został w ekspresowym tempie zablokowany, czy – jak powiedziałaby internetowa społeczność – zbanowany.

Nie powinniśmy jednak ograniczać się jedynie do zgłaszania. Musimy również zrozumieć, że nasza rola w procesie filtracji treści na YouTube nie kończy się na jednorazowym działaniu. Edukacja i świadomość są kluczowymi elementami, umożliwiającymi przeciwdziałanie nadużyciom i szkodliwym treściom w internecie. Warto też zauważyć, że walka z przypadkowym przeglądaniem wrażliwych treści online to zadanie, które wymaga zaangażowania całego społeczeństwa. Platformy internetowe, społeczności online, rodzice, nauczyciele i inne jednostki muszą działać wspólnie, by stworzyć bezpieczne i odpowiedzialne środowisko dla wszystkich użytkowników.

Zdjęcie główne: Fame MMA