Czy Web Summit powinien interesować marketerów?

Czy Web Summit powinien interesować marketerów?
Web Summit, jedna z największych konferencji w Europie już za nami. Przez ostatnie 2-3 lata słyszałam różne opinie na jej temat i w końcu w tym roku mogłam pojechać do Dublina. Generalnie - wydarzenie to kojarzone jest ze światem startupów, biznesu i nowych technologii.
O autorze
6 min czytania 2015-11-13

fot. www.flickr.com/photos/websummit

Czy zatem osoby zajmujące się obszarem komunikacji marketingowej powinny zwrócić uwagę na ten event? Czego można spodziewać się po konferencji na 42 000 osób? Co może zaskoczyć lub rozczarować?

Na wstępie muszę zaznaczyć, że większość słyszanych przeze mnie opinii pochodziło od osób związanych ze startupami i nowymi technologiami. Moje spojrzenie na Web Summit jest trochę z innej perspektywy – osoby zajmującej się komunikacją marketingową i PR oraz posiadającej doświadczenie w organizacji konferencji. Dlatego też zwracałam uwagę na zupełnie inne aspekty tego wydarzenia.

Pierwsze wrażenie

Tłum

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 100 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Choć wiedziałam z komunikatów organizatorów, że będzie ponad 40 000 osób – skalę wydarzenia można było poczuć dopiero na miejscu. Po wejściu do głównego budynku potrzebowałam chwilę na oswojenie się z hałasem, masą ludzi, setkami stoisk i rozmieszczeniem obiektów, w których odbywała się konferencja.

Sceny i ich aranżacja

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Zdecydowanie robią wrażenie na każdym, kto po raz pierwszy jest uczestnikiem Web Summit. W Polsce niestety oszczędzamy na tego typu kwestiach.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się


źródło: www.flickr.com/photos/websummit


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Merytoryka

Oczywiste jest, że najwięcej tematów i scen związanych było z nowymi technologiami w ujęciu biznesu i startupów. Roboty, drony, virtual reality itp. Jednakże nowe technologie opanowały każdy aspekt życia człowieka, co przekłada się także na takie obszary działania firm, jak marketing.

Spośród prawie 20 ścieżek tematycznych każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ja skupiłam się na Marketing Summit, Content Summit i oczywiście na Centre Stage z największymi osobowościami współczesnego świata biznesu.

Moim największym rozczarowaniem była ścieżka Marketing Summit, po której spodziewałam się znacznie więcej. Niestety już czytając tematy wystąpień można było przypuszczać, że niewiele będzie nowych i ciekawych rzeczy. Dla przykładu – jeden z prelegentów występował z dokładnie takim samym tematem rok wcześniej w Stambule. Być może coś straciłam, gdyż słaba agenda tej ścieżki skłoniła mnie do częstszej obecności na innych scenach.

Natomiast słuchanie prelekcji w ramach ścieżki Content Summit było wielką przyjemnością. Wystąpienia Jimmy’ego Maymann’a – byłego CEO The Huffington Post, Shahrzad Rafati z Broadband TV czy Straith Schreder, Director of Content Strategy w BitTorrent były bardzo dobre merytorycznie.


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Niestety organizatorzy konferencji nie zauważyli pewnych zmian w komunikacji marketingowej w ostatnich latach i umieścili każdą z tych ścieżek w oddzielnym budynku. Takie działanie w kontekście krótkich, 10-15 minutowych prelekcji całkowicie wykluczyło swobodne przemieszczanie się pomiędzy tymi dwoma salami. Dodatkowo tematyka contentu została trochę „zlekceważona” przez organizatorów poprzez zagospodarowanie na nią zbyt małej sali. Doprowadziło to do konieczności stania w długich kolejkach i liczenia na opuszczenie sali przez innych uczestników konferencji.

Centre Stage imponowała zarówno aranżacją, wielkością, tłumami, jak i wielkimi nazwiskami. To po niej spodziewałam się najwięcej inspiracji. Czy spełniły się moje oczekiwania? Połowicznie.

Dlaczego? Po pierwsze, czasem wielkie nazwiska zawodzą. Przykładem na to może być Mike Krieger, współzałożyciel Instagrama, jednej z firm wyznaczającej obecne trendy w biznesie. Czego zabrakło? Właśnie inspiracji, trendów. W zamian otrzymaliśmy opis Instagrama, tego jak działa, co do tej pory zrobili. A przyszłość? Ma nią być…. video.

Po drugie, z uwagi na ilość ludzi, kilometrów do przejścia, liczbę ścieżek tematycznych – niestety nie widziałam części wystąpień. Po konferencji wiem, że wiele mnie ominęło.


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Z ciekawych, inspirujących osobowości na Central Stage warto wspomnieć o błyskotliwym i bardzo pewnym siebie założycielu Tindera – Sean’ie Rad’ie oraz o obdarzonym niezwykłym spokojem, ale też młodym duchem CEO Pixara. Ed Catmull utwierdził mnie w przekonaniu, że nowe technologie nie będą miały takiej wartości bez ludzi i ich kreatywności.


źródło: www.flickr.com/photos/websummit


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Jakie było moje największe zaskoczenie? Zdecydowanie organizator Paddy Cosgrave. Jego charyzma przyciąga jak magnes. Pewność tego, co robi i umiejętność nawiązania relacji z tysiącami ludzi na sali tworzyła specyficzną i pozytywną atmosferę Web Summit.


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Czy czegoś mi brakowało? Z wystąpień na wszystkich odwiedzanych przeze mnie scenach brakowało mi dyskusji o trendach, o tym „what’s next?”, o tzw. „big idea”. Skupiono się na rozwiązaniach technologicznych czy case study (nie zawsze ciekawych). W mojej perspektywie, to właśnie tak duża konferencja z takimi nazwiskami jest odpowiednim miejscem na rozmowy o trendach i ideach. W zamian otrzymałam np. dyskusję o AdBlock na Marketing Summit.

Czy czegoś żałuję? Oczywiście. Niestety nie starczyło mi czasu na skorzystanie z bardzo ciekawych ścieżek tematycznych: Sport Summit, Society Summit, Fashion Summit itp. Za rok pojadę do Lizbony mądrzejsza o tegoroczne doświadczenia.

Startupy

Pomimo, że Web Summit trwa trzy dni – nie ma takiej fizycznej możliwości, aby wszystko zobaczyć. Tłumy na salach ze stoiskami startupów każdego mogą zmęczyć. Zastanawiałam się, jak te młode firmy zwracają na siebie uwagę inwestorów lub potencjalnych partnerów, gdyż na pierwszy rzut oka wszyscy stanowią jedną, wielką masę.

Cieszy mnie to, że ciekawy przykład inteligentnych i niebudzących śmiechu działań znalazłam w polskim startupie. Założyciel Kcalmar na stoisku wyglądał jak gentlemen z poprzedniej epoki. Jego towarzyszka natomiast miała na sobie koszulkę z logo firmy – nie był to jednak zwykły t-shirt, a koszulka używana do biegania, jazdy na rowerze czy ćwiczeń przez osoby prowadzące zdrowy tryb życia. Dlaczego właśnie taka? W skrócie – Kcalmar jest platformą łączącą pacjentów i dietetyków – personalnym dietetykiem w telefonie. Odwiedzający ich stoisko mogli otrzymać także zestaw praktycznych porad żywieniowych pomagających przetrwać trzy dni wśród takich tłumów. Wszystko było ze sobą spójne i jednocześnie wyglądało interesująco dla inwestorów. Nie ukrywam, że ja o jedzeniu w trakcie tych trzech dni nie myślałam, a energetyczne i zdrowe batony od Kcalmara pomagały mi przetrwać konferencję.

Kilka słów o organizacji i atmosferze

Poziom profesjonalizacji tych kwestii mi zaimponował. Nie było problemów z dotarciem na miejsce konferencji, same obiekty były świetnie oznaczone i już po chwili czułam się, jak u siebie. Liczba ludzi zaangażowanych w konferencję i wieczornych eventów także była imponująca. Piszę to z perspektywy zwykłego uczestnika – nie startupu – być może oni mają inne przemyślenia.

Oczywiście mogę napisać, że wifi przerywało, strony miały problem z załadowaniem się, a dostęp do Twittera i dodanie zdjęcia momentami był niemożliwy. Wiele osób przedstawiało to, jako główny minus. Ale świadomość, że w jednym czasie z wifi korzystało ponad 40 000 osób powinno skłaniać do wyrozumiałości. W rozmowie z Irlandczykami dowiedziałam się, że koszt wifi wynosił 1 000 000 euro!

Mogę też napisać, że było duszno, że momentami wentylacja odmawiała posłuszeństwa. Ale cały czas miałam świadomość, że jestem na masowej konferencji.

Nie skupiałam się także na jedzeniu. Będąc na takim evencie, z takimi atrakcjami, nazwiskami – szkoda mi było czasu na stanie w kolejce w strefie Food Summit.

Atmosfera konferencji była bardzo pozytywna, szczególnie czuło się ją siedząc na podłodze w przepełnionej ludźmi sali ze Sceną Główną. Brakowało mi jednak wśród uczestników szerszych dyskusji o trendach w technologii, marketingu, społeczeństwach czy komunikacji. Z racji tego, że większość uczestników reprezentowała świat biznesu i startupów – w rozmowach głównie słychać było skupienie na własnych działaniach i pieniądzach. A czasem warto wyjść poza obszar swoich działań i posłuchać świeżego spojrzenia na konkretne tematy.


źródło: www.flickr.com/photos/websummit

Czy warto? Czego trzeba się spodziewać?

Moim zdaniem Web Summit jest eventem, na który także marketerzy powinni zwrócić uwagę. Szeroki zakres konferencji umożliwia wyjście z bańki, w której na co dzień pracujemy. Dzięki temu możemy pozbyć się schematycznego myślenia, możemy odkryć nowe możliwości w miejscach i obszarach pozornie odmiennych od naszych działań.

Marketing to nie social media, analiza danych, słupki, liczby, narzędzia umożliwiające dotarcie do konsumentów – a na takich kwestiach skupiamy się każdego dnia. Marketing to komunikacja, to relacje, to konsumenci i zmiany w nich zachodzące. To także kreatywność, ludzie i inspiracje.

Oprócz inspiracji ze sceny najlepszą rzeczą, jaką możemy wynieść z takiej globalnej konferencji są relacje i opinie osób pochodzących z krajów o innych uwarunkowaniach gospodarczych, historycznych czy kulturowych.

Podejmując decyzję o wyjeździe do Lizbony w 2016 roku trzeba pamiętać o kilku kwestiach:

  • na miejscu jest wiele ograniczeń: tłumy, odległości między budynkami, liczba startupów czy ścieżek tematycznych. Dlatego też nie ma możliwości, aby skorzystać ze wszystkich interesujących nas wystąpień czy możliwości.
  • nie nastawiać się na indywidualne podejście do klienta. Masy ludzi są już wpisane w ten event i warto mieć tego świadomość, aby uniknąć rozczarowania.
  • patrząc na ograniczenia warto się przygotować wcześniej do konferencji. Zrobić research prelegentów, startupów, tematów wystąpień. Zastanowić się czy nie warto skorzystać z innych ścieżek tematycznych, wystąpień z obszarów, których w Polsce nie mamy na konferencjach.
  • szanować swój czas i nogi – pierwszego jest zawsze za mało, drugie mają dużo pracy w ciągu tych trzech dni.
  • nie zważać na niedogodności organizacyjno-logistyczne. Nie zniechęcać się po jednym mało satysfakcjonującym wystąpieniu głośnego nazwiska. Zwracanie uwagę na takie szczegóły niestety odwróci uwagę od największej wartości konferencji – ludzi i globalnej wymiany doświadczeń.
  • wychodzić z inicjatywą w nawiązywaniu relacji. W momencie, gdy na konferencji jest 42 000 osób, wszyscy stają się jedną masą. Aby nawiązać relacje konieczne jest otwarcie się i wyjście z inicjatywą.

Pomimo tego, że wiele wystąpień mnie rozczarowało, że tłum czasami ograniczał swobodę przemieszczania się po obiekcie, że nogi przeszły sporo kilometrów, że nie zawsze dyskusje z poznanymi osobami były dla mnie interesujące – wyjechałam z Dublina pełna energii, którą dała mi ta konferencja. Czasami wystarczą dwa-trzy ciekawe wystąpienia, jedna inspirująca dyskusja, aby zmienić na lepsze to, co robimy.