Strach przed powrotem do zawodowych obowiązków po dłuższej przerwie i nauka organizowania swojego nowego życia – to tylko niektóre przeciwności, z którymi muszą się zmierzyć kobiety, które po urodzeniu dziecka zamierzają wrócić do pracy w branży marketingowej. Dla młodych mam niezwykle ważne jest wsparcie koleżanek z branży – tych które doradzą, popchną do przodu i wesprą dobrym słowem. O swoich doświadczeniach opowiadają nam: Zuza Pomorska z Advalue, Monika Witońz HRK S.A., Gabi Benesz-Strugińska z GoldenSubmarine, Beata Mosór-Szyszka z Project: People, Karolina Kucharska-Sieniła z Havas Media Group, Ewa Przyborowska, Kasia Kosińska-Rysz, Monika Wójcik, Justyna Szumińska z Kamikaze.
Zobacz również
Zuza Pomorska
Matka Polki & managing director Advalue
Do pracy po urlopie wychowawczym wróciłam na początku 2018 roku, moja córka miała wtedy 1,5 roku. Pierwsze dni były rzeczywiście trudne, głównie przez separację z młodą, przez chwilę miałam nawet pomysł żeby wrócić na wychowawczy… Ale szybko wdrożyłam się w bieżące projekty agencji, córka zaaklimatyzowała się w żłobku i dalej już poszło z górki. W Advalue większą część zespołu stanowią kobiety, i tak się wtedy ułożyło, że sześć z nas zostało mamami w krótkich odstępach czasowych – miałyśmy dużo wspólnych tematów i do dzisiaj przekazujemy sobie dziecięce gadżety. 🙂 Cała nasza załoga ma pozytywne i elastyczne podejście do łączenia pracy zawodowej i życia rodzinnego – to my zarządzamy swoim czasem tak, żeby łączyć rolę rodzica z rolą managera. Okazuje się, że rodzice są mistrzami w organizacji dnia i nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. 🙂 Czas pandemii to tylko potwierdził, niektórzy z nas pracowali przez kilka miesięcy z dziećmi w domu, każdy kto to przeżył wie, że było ciężko. Ale przy wsparciu i zrozumieniu zespołu, to również się udało. Ja od czasu powrotu do pracy zrealizowałam wiele ciekawych i nowych dla mnie projektów, awansowałam dwukrotnie i mam poczucie, że córka jest dla mnie dodatkową motywacją do codziennego działania. Teamwork w domu i atmosfera oraz podejście do ludzi w Advalue pozwoliły mi na pełny powrót do pracy i realizacji wyzwań zawodowych. Polecam każdej mamie, łączenie tych obowiązków jest naprawdę bardzo możliwe! 🙂
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Monika Witoń
heaf of marketing & PR, HRK S.A.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Od 12 lat pracuję na stanowiskach związanych z marketingiem i PR. Od 3 lat mam syna, od 7 miesięcy córkę. Nie będę udawać, że łączenie bycia mamą z pracą w wymagającym zawodzie jest łatwe. Kiedy pojawił się mój syn, największym wyzwaniem było przełamanie moich własnych przyzwyczajeń.
W erze „przed dziećmi” nie miałam problemu z tym, że o 22:00 przegadywałam z zespołem kreatywnym dodatkowe pomysły na komunikację projektu. Nie dlatego, że pracodawca kazał. Dlatego, że wszyscy byliśmy totalnie zafascynowani pomysłem i chcieliśmy, żeby o kampanii pisały wszystkie mediach. Na świecie. Tak wyglądała praca nad „Photos for Life” dla Fundacji Rak’n’Roll czy „Tatuażami Wolności”. Praca w szalonych godzinach i wielka satysfakcja.
Podczas pierwszego urlopu rodzicielskiego przez większość czasu skupiałam się na dziecku. Miałam również zlecenia freelancerskie – i miałam wrażenie, że praca nad projektami, czas, który spędzałam z dorosłymi, bardzo dobrze przekładał się na mój stan psychiczny. W ramach przygotowań do żłobkowej rzeczywistości pod koniec urlopu zatrudniliśmy na kilkanaście godzin tygodniowo nianię. Syn dowiedział się, że poza rodzicami są na świecie inni ludzie, z którymi można spędzać czas. Ja miałam czas na spokojne realizowanie projektów i przygotowanie się do powrotu do pracy.
Miałam tremę przed powrotem do zespołu komunikacji dentsu. Wracałam jako inna osoba. Bardzo w tym czasie pomógł mi projekt coachingowy dla rodziców wracających do pracy po dłuższej nieobecności. Podczas kilku godzin rozmów mogłam pogadać o moich wątpliwościach, przygotować plan zmierzenia się z nową rzeczywistością.
O drugiej ciąży dowiedziałam się w przeddzień ogłoszenia pierwszego lockdownu. Nie ukrywam, że czas pracy zdalnej był dla nas bardzo dużym wyzwaniem. Sama praca na „home office” nie była dla mnie nowością, ale po raz pierwszy zdalnie pracowała cała firma. Dodatkowo miałam „pomocnika” – przez pierwsze dwa tygodnie na wszystkich wideo spotkaniach towarzyszył mi dwulatek. Godziny mojej pracy zrobiły się bardzo elastyczne. Każdy kto ma dzieci wie, że trudno zaproponować dwuletniemu szkrabowi „ciche zabawy”, kiedy mama ma spotkanie online. Nadrabiałam więc pracę popołudniami, kiedy mój mąż wracał i przejmował opiekę nad małym. Po dwóch tygodniach znaleźliśmy opiekunkę, która zajmowała się małym na pełen etat.
Podczas drugiego urlopu macierzyńskiego pojawiła się oferta pracy w HRK S.A. Błyskawiczny proces rekrutacyjny – 4 rozmowy w ciągu 4 dni i decyzja o zmianie pracy. 7 lat wcześniej, decydując się na pracę w dentsu, w ogóle nie zwracałam uwagi na to, czy godziny pracy są elastyczne, gdzie znajduje się biuro, jaki jest średni czas zatrudnienia pracowników. Teraz dokładnie przeanalizowałam wszystkie te czynniki. Mój przyszły pracodawca od początku był świadomy, że skracam urlop macierzyński, żeby zacząć pracę. Córa trafiła pod skrzydła świetnej opiekunki, ja z chęcią dołączyłam do nowego zespołu.
Zawsze była mi bliska idea work-life integration. Moja praca od dawna przeplata się dość swobodnie z czasem wolnym. W nowym miejscu pracy od razu powiedziałam najbliższym współpracownikom, że zdarza mi się wysyłać maile wcześnie rano, czy późno wieczorem. Niby poza godzinami pracy, ale taki mam tryb – najłatwiej skupić mi się bardzo wcześnie lub bardzo późno – zależy od tego, jak bardzo jestem wyspana. Osoby z mojego otoczenia wiedzą też, że nie oczekuję na takie maile odpowiedzi w ciągu kilku godzin.
Rady? Nauczyć się odpuszczać i nie oczekiwać od siebie perfekcyjnego rodzicielstwa. Być szczerym wobec siebie i otoczenia. Większość ludzi rozumie, że jak dzwonią ze żłobka, że trzeba odebrać dziecko, to następuje przerwa w spotkaniu i rodzice muszą ustalić, kto odbierze syna lub córkę. Zarówno ja, jak i mój partner, do Warszawy przeprowadziliśmy się już po studiach. Nie mamy tu rodziny, która może nas wesprzeć w kryzysowej sytuacji i np. odebrać szybko dziecko z przedszkola, albo zająć się nim na 2 godziny, bo my musimy coś załatwić. Taka „siatka pomocy” jest ważna. Dla nas to sąsiedzi w podobnym wieku, którzy również mają dzieci i nasza niania. Musiałam nauczyć się akceptować pomoc. Pod koniec pierwszej ciąży przestałam obserwować większość profili na Instagramie i Facebooku poświęconych rodzicielstwu. Została „**ujowa Pani Domu”, „Blog Ojciec”. Oraz grupa „Potomstwo” – jak dzieciaki dają popalić dobrze jest tam zerknąć i złapać dystans.
Gabi Benesz-Strugińska
head of creative team, GoldenSubmarine
Typowy poranek. Biegam od pokoju do pokoju. Ogarniam mieszkanie. Robię śniadanie. Maluję się. Zerkam w kalendarz, w pogodę, za siebie, przed siebie. Nie mogę ściągnąć z łóżka Młodszej, choć przychodzę co kilka minut i próbuję najróżniejszych strategii. Starsza właśnie przypomniała sobie o bloku technicznym na plastykę, najnajnajpotrzebniejszym dziś. Bez tego ani rusz! Młodsza wreszcie wstaje, ale, że z natury „spręża” (do rzeczy nieistotnych) nie posiada, to ubieranie idzie jej mozolnie. Ta bluzka nie pasuje, te spodnie akurat dziś uwierają, a w ogóle dziś wolę własnoręcznie dobrany strój, zupełnie nieadekwatny do pogody. Czesanie. Ała, szarpiesz! Wybacz córko, musimy podciąć. Wyjście do przedszkola i za chwilę powrót na górę, bo w amoku coś się zawsze zapomni… A za chwilę firmowa zdzwonka, tak więc sprężaj się Madko!
Jestem mamą dwóch dziewczynek. Starsza jest w wieku szkolnym, młodsza zaraz skończy przedszkole. Można więc powiedzieć, że najtrudniejsze lata łączenia rodzicielstwa z pracą mam już za sobą. Najtrudniejsze w sensie nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jak częste choroby, niezrozumiałe ataki histerii, rzucanie się na podłogę z krzykiem czy też długie chwile spędzane w przedszkolnej szatni na pożegnania z rodzicem.
Zawodowo jestem team liderem jednego z dwóch zespołów kreatywnych w dużej agencji digitalowej. GoldenSubmarine ma bazę wielu klientów, w zdecydowanej większości dużych. Praca w digitalu, zarówno jeśli chodzi o kampanie jak i o tzw. ongoing, obejmuje najczęściej wiele małych form reklamowych i jest bardzo dynamiczna. Na co dzień, jestem w wielu projektach, pracuję z kilkunastoma osobami, dla których jestem, czuwam i wspieram. Muszę być elastyczna w przerzucaniu się z tematu na temat, ze spotkania na spotkanie i szybko podejmować decyzje. Pracy jest multum i trzeba mieć dużą uważność na szczegóły. Nie ukrywam, że wielozadaniowość matki bardzo przydaje mi się w pracy. A dzięki dorastającym córkom lepiej rozumiem emocje i ambicje współpracowników.
Gdy moje córki były malutkie i częściej chorowały, niejednokrotnie pracowałam z nimi na „domowym pokładzie”, dlatego jestem pełna zrozumienia dla takich sytuacji. Wiem, jak ciężko jest pogodzić obowiązki pracy z opieką nad dzieckiem w potrzebie. Wiem również, jak ciężki jest powrót do pracy, zwłaszcza po dłuższym urlopie macierzyńskim. Moje urlopy za każdym razem były dość pokaźne, prawie dwuletnie. Zarówno za pierwszym, jak i za drugim powrotem do pracy, walczyłam z jednej strony z wyrzutami sumienia, że jestem z dala od dziecka… a z drugiej strony z poczuciem, że zawodowo jestem daleko w tyle. Wszystkim Mamom, będącym teraz w takiej sytuacji, ślę ogromne serduszko.
W ostatnim czasie obostrzenia z powodu pandemii były prawdziwym egzaminem, zwłaszcza w fazie pierwszego lockdownu. Musieliśmy oswoić się ze spotkaniami online, planowaniem pracy poza biurem, pilnowaniem, by wszystko było na czas. Łączyć obowiązki zawodowe ze zwykłymi, rodzinnymi potrzebami. Jak robienie śniadań i obiadów dzieciom, odpowiadanie na ich tysiące pytań, demonstrację nudy czy też ratowanie sytuacji z zerwanym łączem podczas lekcji online. Kto z nas, rodziców, nie krył się po pokojach, wieszając kartki „nie wchodzić” na drzwiach. Albo wręcz rzucał się do przytrzymania klamki, gdy po drugiej jej stronie skradał się Kochany Przeszkadzacz, aby zadać sakramentalne w tym momencie pytanie: „Czy mo-gę zjeść coś słod-kie-go?”
Ale nie ma tego złego! Praca w trybie home office ma też swoje wielkie plusy. Choćby takie, że daje mi większe możliwości czasowe. Nie tracę godziny dziennie na dojazdy, mogę zatem trochę później wstać. Nie muszę się tak bardzo spieszyć z odprowadzeniem córki do przedszkola i mogę ją spokojnie odebrać czy zaprowadzić na zajęcia pozalekcyjne. Zdarza się też, że zjem obiad ze starszą córką, która jeszcze uczy się w domu. Choć przyznam szczerze, że ze względu na nałożenie się zajęć z planu lekcji z moimi spotkaniami, jest to raczej święto niż codzienność.
Czy coś mogę radzić innym rodzicom? Ha, ha! Może lepiej skupię się na praktycznych tipach. Przyznaję od razu, że Ameryki nie odkrywam:
- Plany lekcji i pozostałych zajęć dzieci mam zapisane w 3 miejscach: w głowie, w kalendarzu w telefonie (ustawione cyklicznie) i w mieszkaniu, na drzwiach wejściowych.
- Na ważniejsze wydarzenia ustawiam alarm w telefonie.
- Mam bazę rodziców koleżanek i kolegów dzieci, do odbierania w nagłych wypadkach oraz grupy na Messengerze do wzajemnego informowania.
Wszystkim Mamom z okazji ich święta życzę wielu pogodnych dni i samych pozytywnych wibracji <3
Beata Mosór-Szyszka
co-owner Project: People
Dzień matki to dla mnie dzień refleksji na temat tego, co chciałabym moim dzieciom przekazać na przyszłość. Jestem mamą dwóch chłopców – Stanisława lat 3 i Ryszarda lat 5. Mogłoby wydawać się, że są jeszcze malutcy, jednak badania pokazują, że to właśnie w ciągu pierwszych lat swojego życia dzieci kształtują swoją więź z rodzicami. To, jakiego rodzaju więź uda im się zbudować, będzie w przyszłości modelować większość ich zachowań i postaw. Dlatego, jeśli tylko mam taką możliwość to zapraszam moje dzieci do swojego świata np. Rysio, mając 6 miesięcy, wziął udział w swojej pierwszej konferencji TEDx Kazimierz, a Stasia marzenia wiszą na mojej tablicy z celami i wartościami, oboje również odwiedzają biuro Project: People dość często i bardzo to lubią. Często też pytają mnie o moją pracę i staram się im opowiadać o tym, czym się zajmuję. Mam nadzieję, że takim działaniem buduję relację pełną zaufania, pokazuję im, że są dla mnie równie ważni jak realizacja swoich planów i celów, że rodzicielstwo i bycie razem jako rodzina można łączyć z prowadzeniem biznesu.
To co ważne dla mnie jako kobiety to również zakorzenienie w nich przekonania, że biznes nie ma płci, a kobiety czy mężczyźni w zależności od swoich chęci czy marzeń mogą swobodnie wymieniać się w opiece nad dziećmi czy pracy zawodowej i potrzeby obu stron są równie ważne. Staram się im to pokazywać na co dzień swoją postawą i komunikacją, ale też w naszym domu bywają osoby odnoszące sukcesy zawodowe, czytamy historie wynalazców, innowatorów, projektantów, przedsiębiorców – kobiet i mężczyzn. Wierzę, że to, na czym powinniśmy się skupiać to właśnie przekazanie dzieciom wartości i postaw, zapewnienie poczucia bliskości, stabilności i bezpieczeństwa. Wszystko pozostałe w powrocie do pracy to gimnastyka kalendarzowa, dobra komunikacja i umiejętność korzystania z pomocy. Czyli wyzwania, które są tożsame z codziennymi zadaniami zawodowymi.
Karolina Kucharska-Sieniła
group marketing manager w Havas Media Group
Często czytam o tym, jak kobiety, matki, żony oraz partnerki świetnie sobie radzą z powrotem do pracy i łączeniem obydwu ról – matki i pracownika. Czytam o Sheryl Sandberg czy Henryce Bochniarz i zastanawiam się, czy coś ze mną jest nie tak? Jak można efektywnie pogodzić rolę bizneswoman i dobrej matki, a jednocześnie być szczęśliwą? Nie mam pojęcia!
Od 10 lat jestem przeszczęśliwą, pracującą matką trojaczków, więc bardzo dobrze wiem, jak trudno jest wychowywać dzieci i jednocześnie w pełni zaangażować się w pracę zawodową. W efektywnym łączeniu roli mamy i pracownika bardzo dużo zależy od firmy, do jakiej się wraca i od samego partnera (a właściwie jego zaangażowania w wychowanie dzieci). Ja miałam to szczęście, że mogłam swobodnie wrócić do pracy, co wcale nie było łatwe. Po tym, jak rozstałam się z moim ówczesnym pracodawcą, wszyscy mi doradzali, żebym na rozmowach o pracę absolutnie nie wspominała o liczbie posiadanych dzieci, bo pracodawcy nie lubią takich pracowników i nie chcą pracować z matkami małych dzieci. W wielu firmach jedna rzecz to świetny PR, a druga to bolesna rzeczywistość.
Chwilę więc trwałam w tej paranoi i chodząc na rozmowy, mówiłam sobie w myślach: „tylko nie mów, że masz trojaczki, tylko nie mów, że masz trojaczki”. Po pewnym czasie bezskutecznych poszukiwań uznałam, że to nie ma najmniejszego sensu, bo nie chcę pracować w firmie, która nie akceptuje mnie w 100%. Po drodze trafiłam na bardzo fajny projekt CSR „W drodze do pracy” organizowany przez Henkel Polska i Fundację „Miejsce Kobiet”. To mnie w pewien sposób określiło, a przynajmniej uporządkowało moje oczekiwania — pozwoliło zrozumieć, czego jestem pewna i czego nie chcę.
Po własnych doświadczeniach moim cichym marzeniem jest wspieranie kobiet, które boją się wrócić do pracy zawodowej po urodzeniu dziecka — to bardzo ważny problem, o którym trzeba mówić. Często podkreślam, że kobiety, które wracają po urlopie macierzyńskim, są o wiele lepiej zorganizowane i sama staram się mocno oddzielać pracę od rodziny — jak jestem w pracy, to jestem na 100%, a jeśli w domu, to też jestem w 100% dla rodziny. Oczywiście są sytuacje nagłe, kiedy nagle dzwoni telefon ze szkoły i trzeba wszystko rzucić, biec „ratować moje dziecko”. Podobnie zdarza się, że w środku nocy trafiamy do szpitala, bo coś się dzieje ze zdrowiem jednej z moich pociech. Niestety nie mam też tego szczęścia, że mam przy sobie blisko moich krewnych czy dziadków, którzy zawsze mogą się zająć dziećmi — wówczas nieocenione jest wsparcie mojego partnera, dlatego tym bardziej podziwiam rodziców samotnie wychowujących dzieci.
Podsumowując, uważam że jeśli firma nie stworzy nam warunków do pracy, to jest to wręcz niemożliwe, aby być jednocześnie szczęśliwym rodzicem i spełnionym pracownikiem. Pracodawcy powinni pamiętać, że to co firma da nam od siebie, zostanie przez pracowników oddane 100-krotnie. Wydaję mi się, że udowodnił nam to właśnie okres pandemii, kiedy wiele firmy tworzyły nam takie warunki do efektywnej pracy i umożliwiały spędzanie większej ilości czasu z naszymi dziećmi.
Ewa Przyborowska
account director w agencji Kamikaze
Pamiętam, z jakim zapałem wracałam do pracy po przedłużonym znacznie urlopie macierzyńskim. 😉 Podczas pierwszych wówczas spotkań wewnętrznych, czy z klientami, czułam się jak „królowa życia” i miałam tyle energii, że żaden projekt nie był mi straszny.
Po kilku tygodniach zawodowej ekscytacji i działań „na haju” dopadła mnie proza życia i dotarło do mnie, że owszem – można ‘mieć ciastko i zjeść ciastko’, ale przyjdzie mi za to zapłacić pewną cenę.
Najtrudniejszy był ten czas, kiedy moja córka była jeszcze bardzo mała – a co za tym idzie, samodzielna w ograniczonym stopniu oraz przynosząca ze żłobka wszelkie możliwe wirusy (które czasem niegroźne dla niej, dla rodziców okazywały się prawdziwymi killerami). Było to wyzwanie zarówno zdrowotne, jak i organizacyjne – mam w rękawie kilka mrożących krew w żyłach historii o gorączkowym organizowaniu opieki dla chorego dziecka na kilka godzin przed bardzo ważnym spotkaniem przetargowym, rzecz jasna po nieprzespanej nocy.
Z biegiem czasu, im potomek starszy, tym robi się łatwiej. A może po prostu pracująca mama się przyzwyczaja? 😉
„Dobre rady” to zmora chyba każdej młodej mamy i sama na ich widok miałam ochotę zmykać gdzie pieprz rośnie – jeśli jednak miałabym dzielić się swoimi doświadczeniami i tym, co zadziałało u mnie, to:
- Nie spieszyłam się z powrotem do pracy po urodzeniu dziecka – wykorzystałam tyle czasu, ile czułam, że potrzebuję – i do dziś jestem bardzo zadowolona z tej decyzji, mimo że przerwa była dość długa, a co za tym idzie – zawodowo ryzykowna. Po powrocie trzeba było troszkę nadrobić i złapać flow – ale nie jest to próg nie do przeskoczenia, szczególnie, jeśli miejsce pracy jest bezpiecznie, przyjazne i wspierające.
- Organizacja – nie, nie, spokojnie, nie będę szafować słynnym „wszystko jest kwestią organizacji”. 🙂 Jedno warto jednak przewidzieć – dzieci chorują – i na ten czas dobrze jest mieć dla nich zaplanowaną jakąś opiekę. Dziadkowie, sąsiadka, niania, Mary Poppins – cokolwiek, co wybawi nas przed niespodziewanym wirusem tuż przed kluczowym spotkaniem przetargowym.
- Zarządzanie czasem – słowo daję, że w epoce –przed dzieckiem” opuszczałam biuro jako jedna z ostatnich. Czując nad głową presję czasu i zwykłą chęć powrotu do domu stopniowo uczyłam się kompresowania zadań w czasie, lepszej organizacji i delegowania zadań. Czasem odpuszczania, choć tu gorzej. Okazało się, że można wychodzić w miarę punktualnie i zdarza się to nie tylko w bajkach.
- Me Time – bardzo mi pomaga posiadanie w tygodniu wyznaczonego czasu tylko dla siebie – i to tak „na blachę”. Nie jestem wtedy ani mamą, ani w pracy i zajmuję się rzeczami, które są dla mnie budujące, wspierające, relaksujące. To może być siłownia, basen, godzina u psychoterapeuty, czy maraton po sklepach – cokolwiek działa dla Ciebie. Przyznaję jednak, że tego czasu miałam dla siebie za mało i tego brakowało mi najbardziej.
- Rozgraniczenie ról – jakoś tak samo wyszło, że będąc w domu po godzinach na ogół nie pracuję, w trakcie pracy natomiast moja głowa niemal zupełnie zapomina o posiadaniu potomka. Mnie osobiście pozwoliło to zapobiec rozdwojeniu jaźni.
- Przyjazne miejsce pracy – naprawdę to połowa sukcesu, kiedy nie musisz się spowiadać z każdego spóźnienia, bo dziecko miało inny plan na ten poranek niż Ty, a akurat wpadasz jak bomba, spóźniona i rozgorączkowana – na samego szefa.
- Covid… – mimo całego katastrofalnego charakteru na wielu płaszczyznach, dla mnie osobiście, na tej domowej, zrobił wiele dobrego. Oczywiście, nie obyło się bez wyzwań, bo home office z pięciolatką na pokładzie potrafi skomplikować życie. Nie ukrywam jednak, że cała ta sytuacja pozwoliła mi zwolnić, złapać więcej czasu dla rodziny i pokazała, że można całe życie domowo-zawodowe zorganizować zupełnie inaczej. Dla mnie – lepiej, ciut wolniej, nie w nieustającym biegu. Bezcenna lekcja.
Kończąc – łączenie pracy z macierzyństwem uważam za wyczyn i nie jest to przysłowiowy „pikuś”. Bycie pracującą mamą daje mi mnóstwo satysfakcji, ale nie czarujmy się – także sporo kosztuje.
Życzę wszystkim mamom znalezienia odpowiedniego dla siebie, złotego balansu: między pracą, domem i czasem dla siebie. To ostatnie – boldem – bo z doświadczenia wiem, że o tym właśnie najłatwiej zapomnieć.
Kasia Kosińska-Rysz
client service director w agencji Kamikaze
Nie oceniajmy matek przez pryzmat instagramowego wizerunku macierzyństwa. A rywalizuje ono na co dzień nie tylko z naszą pracą, ale tak samo z realizacją osobistych celów i marzeń oraz budowaniem relacji z innymi dorosłymi. Dlatego nic w tym dziwnego, że okresowo któryś z aspektów życia kuleje – jest przecież tego tyle na mapie każdego dnia.
A najsmutniejsze jest to, że same sobie wkręcamy narrację, że skoro nie dajemy z siebie na każdym froncie ponad 100%, to jest to karygodne!
Wiary w siebie Dziewczyny! Jesteśmy najlepszymi, najukochańszymi matkami dla naszych dzieci – same je spytajcie! 🙂
Monika Wójcik – Lisicka
business development lead w agencji Kamikaze
Od momentu kiedy zmierzyłam się twarzą w twarz z macierzyństwem, dotarło do mnie jakie duże jest to wyzwanie, by połączyć trudną rolę Mamy z samorealizacją zawodową. Kadry z serialu ‘Workin’ moms’ są istną wizualizacją życia, pewnie większości matek, które wracają do pracy. Oczywiście jest to kwestia „egzemplarza” dziecka, rodzaju pracy, zasobów, a nie tylko samej organizacji (jak to w parentingowych artykułach możemy przeczytać – „organization is the key”).
O powrocie do normalnego życia zawodowego myślałam już po kilku miesiącach od urodzenia, jednak pandemia pokrzyżowała moje plany, jak zresztą pewnie plany większości społeczeństwa. Finalnie po prawie dwóch latach wyłączenia z bardzo szybkiego tempa życia w agencji digitalowej, włączyłam skrzynkę służbową <3. Dzięki dużej elastyczności, jaka jest normą w Kamikaze, wróciłam zarówno w innym trybie pracy, jak również na zupełnie inne stanowisko. Przed ciążą miałam przyjemność prowadzić zespół accouncki – nie była to standardowa praca biurowa na 8h, a raczej sporo wyjazdów i nadgodzin, co oczywiście uwielbiałam! Mimo przeniesienia spotkań do sfery e-meetingów i home office’u, zdecydowałam się na pracę w elastycznych godzinach i w mniejszym wymiarze, tak aby móc pogodzić i ‘przyłożyć się’ do rozwoju dziecka w początkowych latach jego życia. Dzięki przyjacielskiemu podejściu właścicieli agencji wspólnie podjęliśmy decyzję, że dołączę do zespołu business development, gdzie będę mogła rozwijać nowe skille (co bardzo cenię!), zaplanować prace w bardziej ustrukturyzowanym środowisku. Tak działam od kilku miesięcy i póki co wszystkim wychodzi to na dobre. Oczywiście bywają wzloty i upadki (zamknięcie żłobków czy choroba dziecka), ale możliwość manewru czasowego daje mi sporo komfortu przy realizacji obowiązków zawodowych i pozwala jednocześnie nie zaniedbywać tych domowych. Podsumowując – moim zdaniem warto nie rezygnować całkowicie z pracy zawodowej na rzecz wychowania dziecka, bo dzięki różnym rozwiązaniom i elastyczności jakie daje obecny świat (i jego cyfryzacja) można być spełnionym rodzicem, a jednocześnie nie zabijać ambicji zawodowych na kilka lat 🙂 Tego życzę wszystkim Mamom, obecnym i przyszłym 🙂
Justyna Szumińska
human capital manager w agencji Kamikaze
Od zawsze byłam aktywną osobą. Po pracy mój kalendarz był przepełniony po brzegi spotkaniami networkingowymi, działalnością w organizacjach non profit, realizacją pasji podróżniczych, czy spotkań rodzinnych i towarzyskich. Będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, prowadziłam szkolenie (w szpilkach!) z momentami zadyszki, kiedy mówiłam za szybko.
Przed narodzinami córki tłumaczyłam sobie, że przecież pojawienie się dziecka nie zmieni wiele w moim życiu. Ja, taka niezależna, wolna, nadal będę realizować się zawodowo i rozwijać swoje pasje. Miałam w swoim środowisku przykłady kobiet, które doskonale radziły sobie ze swoimi obowiązkami zawodowymi i macierzyńskimi. Oj, jak mocno zderzyłam się moimi wyobrażeniami! Pojawienie się małej istotki, która jest zależna w pełni od rodziców, a zwłaszcza od Mamy, mocno interferuje z dotychczasowymi przyzwyczajeniami, aspiracjami i oczekiwaniami życiowymi.
Na szczęście ja z moim macierzyństwem nigdy nie byłam sama. Mój mąż, który dzieli swoje życie zawodowe między Łódź-Trójmiasto-Warszawę, zawsze wspiera mnie w moich aktywnościach zawodowych czy prywatnych. Moi rodzice, czy rodzice mojego męża, zawsze chętnie opiekują się córką, kiedy pracuję lub realizuję swoje pasje. TEDxWarsawWomen w Pałacu Kultury, Open’er w Gdyni czy maraton w Barcelonie to jedne z wielu miejsc, w których towarzyszyła mi malutka Laura pod opieką męża, babci lub dziadka.
Oprócz kochanej rodziny mam również szczęście, że dołączyłam do miejsca pracy, które wspiera rodziców. Niepełna część etatu i elastyczność godzin pracy, pozwalają mi na łączenie swojej roli w firmie z rolą mamy. Nie muszę dokonywać kompromisów. Kiedy jest taka potrzeba mogę przyjść z Laurą do biura lub włączyć się z nią na calla (czasami wygrywam los na loterii, jeśli ktoś z zespołu włączy się ze swoim zwierzakiem, wtedy Laura jest zachwycona :D).
W Dniu Mamy, życzę wszystkim Kobietom, tym bardzo niezależnym i tym mniej, żeby zawsze potrafiły znaleźć wsparcie w swoim otoczeniu zawodowym i prywatnym.