Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?
Magda Matyszkiewicz: Pracowałyśmy w agencji reklamowej PZL przez ponad 10 lat i tam się poznałyśmy. Obie kierowałyśmy dużymi zespołami ludzi, Ewa działem strategii, ja działem obsługi klienta. Na pewnym etapie poczułyśmy, że chciałybyśmy zrobić coś swojego. Móc się rozwijać, pracować z markami i dla marek, a ponieważ zamiast je tworzyć i kreować ich wizerunek, głównie zajmowałyśmy się zarządzaniem ludźmi w swoich zespołach, to nas skłoniło do podjęcia tej decyzji. I tak powstało &SONS.
Ile czasu zajęło Wam założenie agencji od czasu zakiełkowania tego pomysłu?
M.M.: To pragnienie kiełkowało w nas od dłuższego czasu, na pewno dwa lata, ale ciągle coś stawało na przeszkodzie. Bodźcem do zadania sobie pytania „co dalej?” były nasze drugie ciąże, ale także zmiany w PZL, które przechodziło małą rewolucją własnościową. Los nam sprzyjał, bo rodziny się nie opuszcza, a wtedy wszyscy zostaliśmy postawieni przed dużymi decyzjami.
Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?
M.M.: Oj, tu wszystko było wyzwaniem :). Miałyśmy nadal małe dzieci w domu. Połączenie pracy, pozyskiwania nowego biznesu i zajmowania się dziećmi było wielkim wyzwaniem. Do dziś wspominamy telekonferencję dla klienta z zagranicy odbywającą się w kawiarni przy Marszałkowskiej, a w tle tłuczenie talerzy, bo akurat był remanent… Jednak energia i radość wynikające z robienia czegoś dla siebie, były i są nadal naszym motorem napędowym. Nie miałyśmy biura, jedynie komputery, telefony i głowy pełne pomysłów. Zanim pojawił się pierwszy, duży projekt robiłyśmy te małe i briefy dla kreacji. Może to zabrzmi jak banał, ale najbardziej pomogło nam wzajemne wspieranie się i wiara w to, że się uda. Byłyśmy w tym wszystkim we dwie, co niewielu jest dane, a to pozwala przenosić nie tylko góry, ale zawracać rzeki 🙂
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?
M.M.: Po około pół roku od rozpoczęcia działalności, naszym pierwszym dużym projektem była strategia rebrandingu dla marki finansowej robiona w kooperacji razem z jedną z dużych agencji sieciowych. Szybko pojawiła się szansa na nasz własny, autorski projekt – segmentację kreatywną – dla IKEA. Radość i siła, które daje wiara innych w nasze – bez precedensu – pomysły, są bezcenne. To właśnie wtedy nabierasz pewności siebie w biznesie i zaczynasz rozwijać skrzydła. Potem pojawili się kolejni klienci – mBank, który nas nie znał kompletnie, a jednak nam zaufał i powierzył bardzo duży projekt, a nasza współpraca trwa do dziś, co bardzo sobie cenimy. Chyba nie ma dla nas większej satysfakcji i nagrody niż fakt, iż klient do nas wraca i chce zrobić z nami kolejny projekt.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Jakich porad udzieliłybyście osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?
M.M.: Z jednej strony pokora, która pozwala cierpliwie czekać a z drugiej wiara, która pozwala działać – bez tych dwóch byłoby trudno. Nam bardzo pomogły kontakty, które miałyśmy odchodząc z PZL i polecenia od naszych byłych klientów. Do dziś 90% naszego biznesu trafia do nas z polecenia klientów lub osób, z którymi mamy okazję współpracować w agencjach kreatywnych i badawczych. No i druga osoba, której można w pełni zaufać, to baza – nie tylko w biznesie.
Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Wam się przy realizacji własnego biznesu?
Ewa Galica: Zatrzymałyśmy pendolino w Poznaniu, ale to desperacja matek, które wbiegają na peron, widząc odjeżdżający ostatni pociąg. 🙂 Na wywiad w radio przyjechałam ze sztywną szczęką, prosto od dentysty, bo zapomniałam, że znieczulenie nie wpływa dobrze na możliwość swobodnego wypowiadania się 😉
Nam się ciągle przytrafiają zabawne sytuacje, ale to jest właśnie dobre, bo ubarwia życie wszystkim wokół nas, a czasami otwiera głowę na nieoczekiwane pomysły.
Co Waszym zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?
E.G.: Teraz już wiemy, że dobre rzemiosło broni się w każdej dziedzinie. My nie idziemy na ilość, tylko pilnujemy jakości wszystkiego, co wychodzi od nas. Staramy się bardzo, aby nasze relacje były partnerskie z każdym – zarówno z klientem, jak i innymi firmami, z którymi pracujemy nad wdrożeniem strategii w życie. Dużo rozmawiamy, staramy się dobrze zrozumieć sytuację i problemy każdego naszego klienta. Wspólnie z nim wypracowujemy wszystkie idee, niczego nie narzucamy ani na siłę nie wciskamy, bo wiemy, że to może zadziałać tylko na chwilę.
Co zrobiłybyście inaczej, patrząc z perspektywy czasu?
E.G.: Mniej byśmy się bały bardziej odważnie wychodzić do klientów. My kochamy to, co robimy i na tym się skupiamy, ale opowiadanie o sobie na zewnątrz i sprzedawanie się… to nie jest nasza najmocniejsza strona. 🙂
Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?
E.G.: Trzeba się przygotować na bycie elastycznym w każdym aspekcie. My akurat tak mamy, ale nie w każdym biznesie jest to możliwe – pracowanie wszędzie i o każdej porze. Wystarcza nam dostęp do Internetu i wypoczęty umysł. Na pewno umiejętność budowania relacji z ludźmi jest bardzo cenna, bo to absolutnie ułatwia i docieranie do klientów i nawiązywanie z nimi długoletniej współpracy.
Jakie macie dalsze plany na rozwój agencji?
E.G.: Chcemy rozwijać swoje własne, autorskie produkty. Mamy już takie – SEGMENTACJA KREATYWNA©, czyli kreatywna forma opowieści o segmentach rynkowych klienta, ich potrzebach oraz bolączkach. Zamieniamy tabelki i liczby na storytelling, który każdy nie tylko zrozumie, ale chętnie się z nim zapozna i – co bardzo ważne dla naszych klientów – będzie sam rozwijał dalej. Nasz drugi autorski produkt to FUSION PLAY©, czyli idea budowania marek i więzi z konsumentem opartych na 5 zmysłach.
Nie mamy potrzeby rozwijania firmy w sensie osobowym, ale mamy wielki apetyt na tworzenie zespołów projektowych. Chodzi o różne kompetencje, ale podobne podejście do biznesu. Działamy tak już od jakiegoś czasu, współpracując z fantastycznymi ludźmi i ucząc się od siebie nawzajem.