Przez kilka ostatnich miesięcy oczy wielu osób były zwrócone w kierunku USA. Głównie z uwagi na trwające tam wybory prezydenckie. Na ten moment wiemy już, że wygrał je Donald Trump. Dlaczego?
Jak w każdych wyborach dużą, o ile nie największą, rolę odgrywa kampania, którą prowadzi dany kandydat. Na czym skupił się Trump i jakie elementy zdecydowały o jego wygranej? Jaką rolę odegrały w kampaniach media, social media oraz influencerzy? Sprawdź opinię eksperta.
Zobacz również
Komentarz eksperta
dr Krystian Dudek: USA to kolebka marketingu politycznego. Ta kampania wskazała, jak będą wyglądały kolejne kampanie wyborcze w innych krajach, w tym w Polsce.
W ślad za amerykańską będą polaryzujące, dzielące, brutalne, bez hamulców i granic, z innym niż dotychczas wykorzystaniem mediów, social mediów, influencerów i… wizerunków polityków.
Polityka niestety przestaje być sferą gentlemańskiej dyskusji o dobru społeczeństwa, a zaczyna być zestawem ataków ad personam wymierzonych w konkurenta. Przestaje nas dziwić, że konkurenci obrażają się wzajemnie mówiąc, że są kłamcami, mają niskie IQ, nie wiadomo jakiego są pochodzenia, porównując ich do Hitlera, wskazując, że sprowadzają do kraju morderców etc. Standardy upadły.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Natomiast zaczynając od początku…
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Porażka Kamali Harris zaczęła się w momencie… ogłoszenia startu przez J. Bidena. Sztab nie sprawdził dokładnie jego szans, nie ocenił realnie jego kondycji, która następnie stawała się coraz większym obciążeniem. Po przegranej debacie Bidena z Trumpem okazało się, że król jest nagi i należy szybko wpuścić na boisko kogoś rezerwowego. Ale trudno było o jokera czy asa z rękawa bowiem… nikt nie stał za boiskiem, gotowy i rozgrzany do walki.
Brak prawyborów. Brak selekcji. Brak budowania i hartowania silnych marek. To spowodowało, że w sobotę Biden ogłosił rezygnację ze startu, a w poniedziałek Harris ogłosiła start. Bez rozgrzewki musiała dźwignąć ciężar słabości Bidena oraz jego – co by nie powiedzieć, nie najmocniejszej kadencji, w której… ona sama była wiceprezydentem.
Przekaz oparto na tym, że jest córką imigrantów, prawniczką, wiceprezydentką i kobietą. Weszła mocno, ale okazało się, że ta moc to była siła ulgi, jaką Amerykanie odczuli po rezygnacji Bidena, a nie siła Kamali jako kandydatki.
Czego oczekiwali Amerykanie?
W obliczu trudnej i niepewnej sytuacji międzynarodowej, słabszych wyników ekonomicznych (pamiętamy jak demokrata B. Clinton wygrał wybory hasłem – „Ekonomia głupcze”), spadku zamożności, Amerykanie szukali lidera i przywódcy, kogoś mocnego, silnego, twardego, charyzmatycznego. Trumpowi dużo bliżej niż Harris do takiego wzorca.
Wszystko to zgodnie ze słowami Terencjusza: „Fortes Fortuna Adiuvat”, czyli „Śmiałym szczęście sprzyja!”.
A Amerykanie głosują ad personam, nie ad rem, czyli nieważny jest tylko program – ważne, kto go ogłasza i jak silną jest osobowością.
Siła kampanii Trumpa
Trump zaprezentował siłę także podczas zamachu, gdy uniósł do góry pięść i krzyczał by walczyć. To symboliczna scena, która została zapamiętana. Co prawda, wejście do gry Harris przykryło to wydarzenie, ale jednak twardy elektorat to zapamiętał i umocnił. Co ważne nie zadziałał, albo za słabo ograny był tu fakt, że zamachu dokonał zwolennik partii republikańskiej.
Trump mówił o pewnych sprawach brutalnie, bardzo dosłownie, a często nieprecyzyjnie, żeby nie powiedzieć manipulacyjnie. Ale ten dosadny, brutalny język bardziej przypadł do gustu wyborcom, którzy w tych czasach mają brutalne myśli. Tym samym znaleźli kogoś, kto wyraził je za nich.
Słynne „AMERICA FIRST” idealnie oddało wolę Amerykanów, by zadbać najpierw o siebie i swój portfel – czyli pozbyć się imigrantów i zadbać o zamożność. Dopiero potem zająć się sprawami światopoglądowymi. W Polsce przez wiele lat również obserwowaliśmy głosowania nie rozumem, a emocjami i portfelem.
Warto nawiązać także do liczby fejków. Trump w ogóle nie przejmował się co i jak mówi. W jego wypowiedziach dominowały głównie emocje, zawyżał dane, przejaskrawiał wypowiedzi, kłamał – jak o tym, że migranci zjadają psy i koty, że zabili więcej niż jednego człowieka. Powiedział też, że zamachu na jego życie dokonał zwolennik partii demokratycznej.
Kolejna kwestia to tempo kampanii, w której działo się tak wiele, że jeden temat przykrywał niemal natychmiast drugi, przez co nie wracano do poprzedniego i karawana jechała dalej.
W kampanii obecnej ery dominują bon moty i memy. Tzw. catchy phrases – hasła, które wchodzą w obieg, są powtarzane, cytowane, lokowane w memach, są dobitne i emocjonalne. A to, jak wiemy, obszar, w którym Trump czuje się jak ryba w wodzie.
Zaangażowanie popularnych osób w amerykańskie kampanie ma już tradycje. Kamala wyjęła bardzo szeroki arsenał, ale postawiła głównie na kobiety – Beyonce, Lopez, Taylor Swift. Choć nieco dziwi udział Beyonce, łączonej z aferą z P. Diddym.
Trump postawił głównie na E. Muska, najbogatszego człowieka na świecie. Stworzyli groźny duet. Musk nie tylko przekazał potężne środki na kampanię (mówi się, że około 150 mln dolarów), ale też, a może przede wszystkim, wykorzystał platformę X do promocji Trumpa. Jego posty o tematyce wyborczej miały ponad 17 mld wyświetleń, a ich wartość AVE wyniosła 24 mln. dolarów. W pierwszych dniach października opublikował, jak wyliczają media, 28 fejków, które dotarły do 540 milionów osób. To wsparcie i wykorzystanie tej „broni” miało ogromne znaczenie.
To pokazuje też, że Trump postawił na nowe media. Zrezygnował z drugiej debaty w TV (obawiając się o porażkę), a zmierzając w kierunku bezpieczniejszych dla siebie podcastów i sociali. Nie podjął się również udziału w najczęściej oglądanym programie publicystycznym w USA („60 Minutes”), nadawanym przez CBS News.
Symbolem tej kampanii i nowych, niższych standardów, będzie także słynna scena, gdy Trump podczas konwencji, zdenerwowany na zbyt nisko ustawiony mikrofon, imitował ruchy seksu oralnego przy… entuzjastycznym aplauzie swoich zwolenników. Dawniej takie zachowanie kandydata na głowę globalnego mocarstwa byłoby nie do przyjęcia. Dzisiaj… to znak zmian.
O komentującym
prof. Akademii WSB dr Krystian Dudek
Ekspert z zakresu marketingu politycznego, autor kilkudziesięciu kampanii wyborczych różnego szczebla. Komentator w największych redakcjach medialnych, ekspert telewizyjnych wieczorów wyborczych. Autor podcastu #PRostooPR, w którym porusza kwestie związane z kampaniami wyborczymi. Pełnomocnik Rektor Akademii WSB ds. strategii komunikacji i PR, wykładowca studiów MBA Akademii WSB. Właściciel Instytutu Publico – agencji PR i szkoleniowej. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations (2015-2019), honorowy członek Polskiego Stowarzyszenia Public Relations, członek krajowej Rady Etyki PR. Laureat kilku nagród branżowych. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations (2015-2019), honorowy Prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations, członek krajowej Rady Etyki PR (dwie kadencje). Szkoli kandydatów i sztaby wyborcze, m.in. z zakresu strategii PR, komunikacji z wyborcami, realizacji kompleksowych kampanii wyborczych, wystąpień publicznych, kampanii online etc.