Uwaga: Do rozdania mamy 3 egzemplarze książki. Pytanie konkursowe pojawi się w naszym jutrzejszym newsletterze (zapisy do newslettera – TUTAJ). Bądźcie czujni!
O książce
Zobacz również
Greg McKeown, autor światowego bestsellera Esencjalista. Mniej, ale lepiej napisał nową książkę pt. To proste. Bez wysiłku rób to, co ważne pokazującą, że życie nie musi być takie trudne i skomplikowane, jakim próbujemy je uczynić. Zawarł w niej gotowe do wykorzystania rady pozwalające osiągnąć pożądane wyniki bez narażania się na wypalenie. McKeown pokazuje nam, jak w trzech łatwych fazach można przestać trwonić energię na bezcelowe czynności i jak można osiągnąć najlepszy wynik najmniejszym wysiłkiem.
Nie ma wątpliwości, że niektóre cele są niewiarygodnie, wręcz niemożliwie trudne do osiągnięcia. Jednak nawet te cele można czasem uczynić mniej trudnymi, o ile znajdziemy pośrednie podejście. Myślimy, że aby odnieść niezwykły sukces, musimy robić rzeczy trudne i skomplikowane. Zamiast tego, jak pokazuje McKeown, możemy szukać możliwości, które są bardzo wartościowe, proste i łatwe. Kiedy wyeliminujemy złożoność, nawet najmniejszy wysiłek może popchnąć ważną sprawę do przodu. Kiedy porzucamy fałszywe założenie, że łatwiejsza ścieżka musi być gorsza, przeszkody znikają, a wtedy możemy zacząć odkrywać nasz „stan bez wysiłku”. Pojawia się on wtedy, gdy jesteśmy fizycznie wypoczęci, emocjonalnie odciążeni i pełni energii umysłowej. Jesteśmy wtedy całkowicie obecni, uważni i skupieni na tym, co ważne w danej chwili. Jesteśmy zdolni robić z łatwością to, co najważniejsze. A ułatwiając sobie wykonanie właściwych czynności, możemy osiągnąć więcej, bez wypalania się i narażania się na przemęczenie i frustracje.
Greg McKeown jest mówcą, autorem bestsellerów i gospodarzem popularnego podkastu What’s Essential. Pisano o nim w takich tytułach prasowych, jak „New York Times”, „Fast Company”, „Fortune”, „Politico” i „Inc.”, udzielał wywiadów w stacjach telewizyjnych NPR, NBC, Fox oraz w programie „The Steve Harvey Show”, a ponadto jest jednym z najpopularniejszych blogerów w serwisie LinkedIn. Został także uhonorowany przez Światowe Forum Ekonomiczne tytułem Young Global Leader. Jest autorem książki Esencjalista. Mniej, ale lepiej, która rozeszła się na całym świecie w ponad milionie egzemplarzy i trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa”.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Fragment książki
rozdział 9. OSIĄGNIJ POSTĘP
Odwaga, by zrobić coś niedoskonałego
W 1959 roku brytyjski przemysłowiec Henry Kremer wyobraził sobie przyszłość, w której lot napędzany siłą ludzkich mięśni jest dostępny dla każdego26. Zdeterminowany, by zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby urzeczywistnić to wyobrażenie, ustanowił Nagrodę Kremera, która miała zachęcić wynalazców z całego świata do zbudowania statku powietrznego napędzanego pracą mięśni jednego człowieka.
Pierwsza część nagrody, w wysokości 50 tysięcy funtów, była przeznaczona dla pierwszego zespołu, który stworzy pojazd zdolny do wykonania w powietrzu ósemki wokół dwóch pylonów ustawionych w odległości 800 metrów. Drugą część, w wysokości 100 tysięcy funtów, przeznaczono dla pierwszego zespołu, który pojazdem napędzanym siłą ludzkich mięśni przeleci nad kanałem La Manche.
Biorąc pod uwagę aeronautyczne osiągnięcia tamtych czasów, zbudowanie maszyny, która miała być czymś w rodzaju latającego roweru, wydawało się całkiem wykonalne. W końcu minęło pół wieku od pierwszego lotu braci Wright w Kitty Hawk w Północnej Karolinie i 40 lat od pierwszego lotu transatlantyckiego bez międzylądowania. Dokładnie dziesięć lat wcześniej Chuck Yeager złamał barierę dźwięku, a dziesięć lat później Neil Armstrong i Buzz Aldrin mieli odbyć spacer po Księżycu. Bez względu jednak na to, jak wykonalne wydawało się to zadanie, wiele utalentowanych zespołów podejmowało wyzwanie i musiało przełknąć porażkę. Trwało to siedemnaście lat.
W tym miejscu na scenie pojawia się Paul MacCready. Obarczony ogromnym długiem, nie miał nawet zespołu, jeśli nie liczyć pomagających mu przyjaciół i krewnych, w tym młodego syna, któremu powierzył rolę pilota testowego. Wszyscy jego konkurenci byli doskonale wyposażeni, zabezpieczeni finansowo i budowali „wielkie, złożone, eleganckie samoloty” o ogromnej rozpiętości skrzydeł, z drewnianym ożebrowaniem i kadłubami z metalu lub twardego plastiku. Mimo to żaden z tych zespołów nawet się nie zbliżył do zdobycia nagrody.
Na początku MacCready nie mógł zrozumieć, dlaczego. W pewnym momencie jednak go olśniło. Wszyscy uczestnicy rywalizacji próbowali rozwiązać niewłaściwy problem. Prawdziwym wyzwaniem nie było zbudowanie pięknego samolotu zdolnego do wykonania ósemki wokół pylonów, lecz skonstruowanie dużego, lekkiego pojazdu, „nawet zupełnie brzydkiego”, który można by bez obaw rozbić, a potem „szybko naprawić, przerobić, udoskonalić czy przeprojektować”. Wtedy nagle zdał sobie sprawę, że można to łatwo zrobić.
MacCready i jego syn natychmiast zabrali się do pracy nad modelem zainspirowanym jednym z najprostszych i najbardziej aerodynamicznych mechanizmów w przyrodzie – ptasim lotem. W ciągu dwóch miesięcy rozpoczęli loty próbne pierwszą wersją maszyny o nazwie „Gossamer Condor”. Ważyła ona zaledwie 25 kilogramów i wyglądała zupełnie amatorsko, zwłaszcza w porównaniu z szykowniejszymi modelami budowanymi przez inne zespoły, ale o to właśnie chodziło. MacCready stwierdził: „Jeśli się rozbijał przy lądowaniu, można było wziąć kij od szczotki i srebrną taśmę, naprawić maszynę i za pięć minut wystartować ponownie. Tymczasem tamte [większe, bardziej złożone aparaty] były po takim wypadku wyłączone ze startów na kilka miesięcy. Dzięki temu dużo szybciej nabieraliśmy doświadczenia w locie”.
W czasie zaledwie kilku miesięcy „Gossamer Condor” odbył 222 loty, czasem po kilka w ciągu jednego dnia. Niektóre maszyny konkurentów nie miały takiego nalotu przez cały okres funkcjonowania. Podczas 223. lotu „Condor” wykonał ósemkę wokół pylonów i zdobył pierwszą z Nagród Kremera. Dwa lata później MacCready wygrał także drugą, pokonując kanał La Manche maszyną „Gossamer Albatross”.
Jego najbardziej błyskotliwym osiągnięciem nie był żaden technologiczny przełom w dziedzinie lotnictwa. Było nim spostrzeżenie, że koncentracja na elegancji i złożoności samolotu w rzeczywistości hamuje postęp. Brzydki pojazd, który można było rozbić, naprawić i szybko przebudować, bardzo ułatwiał dokonywanie postępów w najważniejszym obszarze: w konstruowaniu samolotu, który mógłby – jak mówi MacCready – „skręcać w lewo, skręcać w prawo i w początkowej oraz końcowej fazie lotu wznieść się wystarczająco wysoko”.
Podobnie jest wtedy, kiedy sami dążymy do tego, co jest dla nas ważne. Jeśli chcesz „zbudować lepszy samolot”, nie próbuj zrobić wszystkiego od razu idealnie. Zamiast tego miej odwagę, by zrobić coś niedoskonałego, „nawet zupełnie brzydkiego”, żeby móc to bez żalu rozbić, a potem szybko naprawić, zmodyfikować i przeprojektować. To znacznie łatwiejsza ścieżka uczenia się, rozwoju i dokonywania postępu w ważnych przedsięwzięciach.
Nieudolny początek
Wielu z nas ma trudności ze stworzeniem czegoś cudownego, ponieważ źle rozumie proces kreatywny. Patrzymy na coś wyjątkowego lub pięknego, kiedy jest gotowe i wykończone, i wyobrażamy sobie, że od razu takie było – że niczym mały Yoda przypominało pomniejszoną wersję tego, co teraz widzimy. Tymczasem było dokładnie na odwrót.
Ed Catmull, były dyrektor generalny Pixara, powiedział kiedyś: „Wszyscy zaczynamy od czegoś brzydkiego. Każda historia Pixara tak się zaczyna”. Według Catmulla najwcześniejsze szkice są „niezręczne i bezkształtne, trudne do obrony i niekompletne”. Dlatego właśnie zawsze ciężko pracował, żeby stworzyć w firmie kulturę sprzyjającą niedoskonałości i nieudolności pierwszych prób – rozumiał bowiem, że nie byłoby Buzza Astrala bez setek beznadziejnych pomysłów, które pojawiły się po drodze. Jak sam mówi, „Pixar jest nastawiony na chronienie brzydkiego dzieciątka reżysera”.
W firmie farmaceutycznej Pfizer realizowany jest program o nazwie „Odważ się spróbować”, w ramach którego stymuluje się siedem konkretnych zachowań sprzyjających innowacyjności. Przykładowo „świeżość” odnosi się do poszukiwania pomysłów w nowych miejscach, „chęć zabawy” ma sprzyjać patrzeniu na świat z dziecięcą ciekawością i radością, a „ogrodnictwo” polega na hodowaniu w warunkach cieplarnianych nowych pomysłów, nawet najbardziej nieudolnych, i chronieniu ich przed surową krytyką.
Osoby nadzwyczaj ambitne na ogół mają problem z zaczynaniem od nieudolności, ponieważ starają się przestrzegać wysokich standardów doskonałości na każdym etapie procesu. Jednak ich przestrzeganie nie jest ani realistyczne, ani produktywne.
Przykładowo, wiele osób wymienia opanowanie nowego języka obcego jako ważne dla nich przedsięwzięcie – marzenie o dużym znaczeniu. Nie ćwiczą jednak mówienia w tym języku, ponieważ odczuwają zakłopotanie. Ludzie chcą od początku mówić bezbłędnie albo przynajmniej na tyle dobrze, żeby się nie wygłupić.
Tymczasem mój przyjaciel, który uczy hiszpańskiego, patrzy na to zupełnie inaczej. Sam był wybitnym studentem (zrobił doktorat z prawa na Uniwersytecie Stanforda, a potem drugi na Uniwersytecie Princeton) i nauczył się, że mylenie się prowadzi do szybszego opanowania języka. Namawia swoich studentów, żeby sobie wyobrazili, że mają wielki worek z tysiącem paciorków. Za każdym razem, gdy popełniają błąd podczas rozmowy z kimś w nowym języku, wyjmują jeden paciorek. Po opróżnieniu worka osiągają pierwszy poziom opanowania języka. Im szybciej popełnią te błędy, tym szybciej się nauczą.
Czy jest jakaś nowa umiejętność, którą chciałbyś opanować, ale czujesz się onieśmielony? Coś, co na pewno wpłynęłoby korzystnie na twoje życie osobiste albo zawodowe, ale wydaje się przytłaczające z powodu długiej drogi, którą trzeba przejść, aby osiągnąć mistrzostwo? Wypróbuj własną wersję ćwiczenia z workiem paciorków i przenieś uwagę na robienie jak największej liczby błędów na początkowym etapie nauki.
Nie da się osiągnąć mistrzostwa bez robienia błędów. Nie da się też niczego nauczyć, jeśli najpierw nie zdobędziemy się na odwagę, by zrobić coś nieudolnie.
Ja na przykład postanowiłem ostatnio wziąć udział w kursie internetowym. Mogłem przyjąć podejście polegające na dokładnym przestudiowaniu wszystkich materiałów wykładowych, obejrzeniu wszystkich nagrań wideo, zrobieniu szczegółowych notatek i zapamiętaniu wszystkiego po to, by na każdym teście zdobywać 100 procent punktów. Wymagałoby to jednak niezwykle ciężkiej pracy. Prawdopodobnie dostałbym maksimum punktów z pierwszych dwóch testów, po czym dopadłoby mnie zniechęcenie, porzuciłbym naukę i nie dotarłbym do egzaminu końcowego. Zamiast tego postanowiłem po prostu zaliczać testy bez przygotowania, wiedząc o tym, że odpowiem źle na mniej więcej połowę pytań. W gruncie rzeczy to był właśnie mój cel – pomylić się jak najszybciej, żeby poznać prawidłowe odpowiedzi. Nie chciałem marnować czasu i energii na to, co już wiedziałem; chciałem się przekonać, czego nie wiem, i skupić się właśnie na tym. Na początku dostałem bardzo słabe oceny z kilku testów, ale potem zorientowałem się, z czym mam problemy i rozwiązywałem więcej testów. Moje oceny dość szybko się poprawiły, a potem zrobiły się całkiem niezłe. W końcu nauczyłem się wszystkiego, czego potrzebowałem, żeby zdać egzamin.
Porażka ma być jak najtańsza
Pozwolenie sobie na porażkę wymaga odwagi. Niepowodzenie wydaje się czymś przerażającym. Sprawia, że stajemy się krusi. Im większa stawka, tym więcej odwagi potrzeba. Biorąc pod uwagę to, że nasze zasoby odwagi są ograniczone, musimy znaleźć sposób, żeby doznać porażki i wyciągnąć z niej wnioski jak najmniejszym kosztem.
Przykładowo, kiedy nasze dzieci były małe, chcieliśmy z Anną umożliwić im popełnianie błędów w gospodarowaniu pieniędzmi, dopóki stawka nie była duża. Woleliśmy, żeby roztrwoniły kieszonkowe w dzieciństwie niż życiowe oszczędności w dorosłym wieku. Daliśmy im więc po trzy skarbonki – jedną na cele dobroczynne, drugą na oszczędności, trzecią na bieżące wydatki. Po otrzymaniu kieszonkowego mogły dowolnie podzielić swoje pieniądze. Nie próbowaliśmy im doradzać, jakie kwoty powinny przeznaczać na oszczędności, a jakie na bieżące wydatki. Chcieliśmy, żeby same podejmowały decyzje, zwłaszcza niewłaściwe. Nasz syn wydał kiedyś 40 dolarów na elektryczny samochodzik wyścigowy i później tego żałował. Wolałby odłożyć te pieniądze na duży zestaw LEGO, na który oszczędzał. Teraz, jako nastolatek, odkłada pieniądze na misję ewangelizacyjną, na którą chce pojechać. Będzie go to kosztowało kilka tysięcy dolarów, ale jestem pewien, że nie będzie żałował. Nauczył się bowiem gospodarowania pieniędzmi na własnych błędach, kiedy stawka była niewielka. Tego rodzaju błędy nazywam „błędami o wymiarze dydaktycznym”. Nie chcemy, żeby nauka gospodarowania pieniędzmi była dla naszych dzieci traumą – powinny się tego nauczyć w prosty sposób, ponosząc jak najmniejsze koszty.
Jeśli chcemy bez wysiłku osiągnąć postęp w jakiejś ważnej sprawie, musimy popełniać błędy. To nie oznacza dania sobie lub innym ludziom przyzwolenia na to, by zawsze pracować byle jak; chodzi raczej o uwolnienie się od przymusu robienia wszystkiego za każdym razem perfekcyjnie. Reid Hoffman, jeden ze współtwórców PayPala i współzałożyciel serwisu LinkedIn, powiedział kiedyś Benowi Casnosze, swojemu nowo zatrudnionemu kadrowcowi, że aby działać szybko, powinien sobie pozwolić na parę potknięć. „Nie mam problemu z odsetkiem błędów wynoszącym 10–20 procent, o ile pozwoli ci to szybko iść do przodu”30. Ben wspomina, że świadomość tego przyzwolenia ułatwiła mu podejmowanie decyzji i była niesłychanie wyzwalająca.
Nic dziwnego, że Reid promuje tę filozofię w świecie przedsiębiorczości i biznesu. „Jeżeli pierwsza wersja produktu nie budzi twojego zakłopotania – mawia – to znaczy, że wprowadziłeś ją na rynek zbyt późno”31. Inaczej mówiąc, „Jeśli chodzi o nowe produkty, niedoskonałość jest doskonałością”.
Chroń swoje nieudolne próby przed surowym krytykiem w twojej głowie
Innym sposobem obniżania odczuwanych przez nas kosztów porażek jest chronienie nieudolnych wprawek przed surowym krytykiem siedzącym w naszej głowie. Zamiast robić sobie wymówki, że zaserwowałeś w siatkę, ciesz się tym, że w ogóle jesteś na kor cie.Zamiast zadręczać się najdrobniejszymi błędami, bądź dumnyz tego, że już więcej ich nie popełnisz. Zawsze gdy poczujesz, że podczas realizacji ważnego przedsięwzięcia wchodzisz na grząski grunt, mów do siebie tak, jak się mówi do dziecka uczącego się chodzić: „Zrobiłeś pierwszy krok. Trochę się chwiejesz, ale przynajmniej zacząłeś. Wkrótce dojdziesz tam, gdzie chcesz”.
Nie zapominaj też o tym, że każde wielkie osiągnięcie wyglądało na początku bardzo nieudolnie. Dosłownie każde. Jak powiedział irlandzki pisarz George Bernard Shaw: „Życie spędzone na popełnianiu błędów jest nie tylko bardziej honorowe, ale i bardziej użyteczne niż życie spędzone w bezczynności”.