1. W marketingu najważniejsze są…
Hmmm – miękka dziedzina, więc i miękkie cechy, ale przede wszystkim chyba współpraca. Współpraca i wzajemne zrozumienie. Banalnie? Może. Ale prawdziwe. Żeby komunikacja marketingowa działała i była skuteczna, tak na dobrą sprawę wszyscy muszą się słuchać i rozumieć. Klient musi rozumieć agencję. Agencja musi rozumieć klienta. Obie strony muszą rozumieć konsumenta. Byłoby idealnie, gdyby konsument zrozumiał też, co mu się przekazuje… zrozumienie. Zrozumienie, relacje i zaufanie w umiejętności drugiej strony. I mieszanka instynktu, wiedzy i odwagi.
Zobacz również
2. Pierwszy projekt lub kampania, które dodały mi skrzydeł, to…
Takich momentów zwrotnych w naszej krótkiej – bo trzyipółletniej – historii było parę, ale chyba najbardziej brzemiennym w skutki było wygranie przetargu na obsługę NIVEA w mediach społecznościowych w Polsce. W momencie, kiedy stanęliśmy w szranki o niebieskiego giganta z innymi agencjami, zespół trzymiesięcznego wtedy Lubię to liczył całe cztery osoby, które rezydowały sobie w małym pokoiku o powierzchni ośmiu metrów kwadratowych. Klient oczywiście nie miał o tym pojęcia, bo na szczęście spotkanie odbywało się u niego – gdyby zobaczył, skąd przyjeżdzamy, pewnie w ogóle nie byłoby rozmowy. Na szczęście zadecydowało to, z czym przyjeżdzamy i rozmowa była. I to rozmowa bardzo owocna. Nagle, z dnia na dzień, zaczęliśmy obsługiwać jedną z największych marek w kraju, co momentalnie spozycjonowało nas tak, jak od początku o sobie myśleliśym – jako ekspertów od pracy z pierwszą ligą. To dodało nam mnóstwo pewności siebie. A z NIVEA pracujemy do dzisiaj, osiągamy wielkie sukcesy i jesteśmy ze sobą bardzo blisko, z czego jesteśmy naprawdę dumni.
3. Najtrudniejsze zawodowe wyzwanie, z jakim przyszło mi się zmierzyć, to…
Pod względem biznesowo-organizacyjnym – do wyzwań w kategorii makro zaliczam na pewno bezustanne działanie w warunkach „klęski urodzaju”. Lubię to powstało w okresie, który był naprawdę fenomenalny dla agencji social media – non-stop działaliśmy w warunkach bardzo, bardzo ograniczonych zasobów, zarówno ludzkich, jak i czasowych. Historia z wyżej z historycznie ważnym dla nas przetargiem jest tylko kroplą w morzu. Było tego mnóstwo, cały czas nowi klienci, nowi ludzie, nowe kampanie, nowe tematy, a doba, jak na złość, wciąż tylko 24 godziny. Fakt, że udało nam się – mimo wszystko – nie tylko jakoś to spiąć, ale konsekwentnie rozwijać i wchodzić na coraz to wyższe poziomy jest dla nas z pewnością powodem do dumy.
A zawodowo-zawodowo? Każda kampania z ograniczonym budżetem stanowi pewnego rodzaju wyzwanie. Pamiętam, dwa lata temu dostaliśmy ofertę promocji Zamku Królewskiego. Nie ośmieliliśmy się jej odrzucić – choćby dlatego, że dostaliśmy od Zamku tytuł mecenasa kultury, a to było dla nas coś, ale sam projekt był szalenie wymagający. Mały budżet, duże wymagania, mało czasu, klasyk. Daliśmy radę, kampania została wyróżniona w Golden Arrow, ale co się namęczyliśmy, to nasze.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
4. Projekt marketingowy, z którego jestem najbardziej dumny, to…
Parę. Jestem zadowolony z tego, co udało się w zeszłym roku osiągnąć dla Tigera. Kampania z wykorzystaniem wizerunku Wojtka Sokoła jako Tygrysa osiągnęła duży sukces, a my byliśmy odpowiedzialni za jej realizację w digitalu. Nie dość, że mieliśmy mnóstwo dobrej zabawy przy pracy nad nią, to jeszcze rezultaty utwierdziły nas w przekonaniu, że zrobiliśmy dobrą robotę. Jak na razie, kampania została doceniona w konkursach Golden Arrow i Kreatury, także nie tylko nam się podobała.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Ostatnio dla NIVEA stworzyliśmy pionierski pomysł pełnowymiarowej telewizji na YouTube – zaangażowaliśmy liderki opinii, najpopularniejsze blogerki beauty, wyprodukowaliśmy cykl odcinków, w których w świecie marki dyskutują one na lifestyle’owe tematy. Bardzo fajny projekt.
Następny – dla H&M stworzyliśmy Qelement, pierwszy polski magazyn o jakości w modzie. Promujemy tam szerokopojętą kwestię jakości i działa to świetnie, bardzo fajny projekt. W redakcji duże nazwiska – Harel, Joanna Bojańczyk, Marcin Różyc i inni, śmietanka. Jesteśmy bardzo zadowoleni z rezultatów, projekt trwa już jakiś czas i wszystko wskazuje na to, że czeka go świetlana przyszłość.
A tak w ogóle jestem cicho przekonany o tym, że przy naszej następnej rozmowie będę mógł wymienić całkiem nowy, odświeżony zestaw osiągnięć, bo gotujemy teraz w agencji parę rzeczy, o których prawdopodobnie będzie w miarę głośno. 🙂
5. Kampania, której twórcom szczególnie zazdroszczę, to…
O Jezu, Red Bull Stratos. Zdecydowanie. Znaczy, inaczej – jest wiele kampanii, przy których chciałbym pracować, takich, które sprawiają, że albo serce bije mi szybciej, albo uśmiecham się całym sobą, ale to, co zrobił Red Bull z Baumgartnerem… to było coś zupełnie innego. Obserwowałem, czekałem – kto nie czekał? – i byłem pozamiatany. Sam jestem zapalonym skoczkiem spadochronowym, więc tym bardziej to do mnie trafiło, ale tak czy inaczej widząc, jak jednej marce udało się schwycić za gardło cały świat i doprowadzić do jednego, tak cholernie wyrazistego i krzyczącego wręcz znaczeniem momentu, trzeba było zdjąć czapkę z głowy. Kosmos (nomen omen).
6. Najbardziej obiecujące nowe trendy w e-marketingu, to…
Cóż, sam jestem reprezentantem trendu, który na znaczeniu przybrał masowo w ostatnich paru latach – gdyby nie popularność mediów społecznościowych, nie rozmawialibyśmy dzisiaj – więc niejako z automatu jestem ich orędownikiem. Ale media społecznościowe przestają być trendem – są zjawiskiem już niejako zastałym, warstwą, którą nałożyliśmy na sieć i z którą żyjemy. To, czym się absolutnie podniecam to Internet of Things. To jest przyszłość. To, co robią np. panowie z Estimote, polskiego start-upu, który wydaje się być skazany na sukces – to jest coś. Jestem przekonany, że najbliższe lata wywrócą wiele rzeczy do góry nogami – jak tylko wszystkie urządzenia zaczną ze sobą na dobre gadać, złapiemy się wszyscy za głowy. 🙂
7. Działania, które są totalnie przereklamowane w e-marketingu, to…
I teraz wszyscy razem: QR kody! QR kody! QR kody! Nie, poważnie – I get it, kod, skanujesz, masz, ale tak serio serio – kto w to cały czas wierzy? I dlaczego to jest cały czas stosowane? I dlaczego czasami te kody umieszczane są tam, gdzie są? Znasz wtfqrcodes.com? Wejdź sobie, coś pięknego.
8. We współpracy na linii agencja-marka najważniejsze są…
Relacje. Wzajemny szacunek, zaufanie w dobrą wolę i umiejętności drugiej strony i partnerskie podejście do wykonywanej razem pracy. Banał z podręcznika do marketingu? Każdy, kto robi wie, że nie. Marketerzy traktujący agencję jak niemyślącego podwykonawcę są koszmarem. Przekonane o swojej nieomylności agencje traktujące klientów jak zło konieczne są źle zaprojektowanym wynalazkiem. Prawda leży pośrodku, bo do tanga trzeba dwojga – kiedy po stronie klienta siedzą ludzie świadomi swojego produktu, ambitnie podchodzący do celów i traktujący agencję jak partnera, ta ma z automatu energię, żeby rozwijać skrzydła i razem pracować na wspólny sukces. I odwaga – jedna strona musi czasami zaufać drugiej i zdecydować się na ten przysłowiowy leap of faith. My możemy śmiało powiedzieć, że mamy sporo szczęścia w tym zakresie, bo przyszło nam pracować z naprawdę fantastycznymi ludźmi przy super projektach.
9. Swoje inspiracje czerpię z…
Zabrzmi strasznie, ale z życia. Trochę Paolo Coelho, ale tak, z życia – z otoczenia, z tego, co dzieje się dookoła mnie, z ludzi, z którymi mam przyjemność pracować i od których cały czas się uczę. Z niesamowitych czasów, w których przyszło nam żyć i tworzyć, z fenomenalnych możliwości, jakie daje nam dzisiaj technologia i z tej wielkiej syntezy online-offline, której wszyscy jesteśmy świadkami. No i z Buzzfeeda, hahaha.
10. Gdybym miał reklamować bigos jako źródło witaminy C w Kalifornii, a miałbym nieograniczony budżet na działania e-marketingowe, to…
To jest to pytanie, na które trzeba odpowiedzieć w jakiś mega chwytliwy sposób, co nie? Wiesz, nie jest sztuką robić marketing mając nieograniczony budżet. Znaczy, jest, wiadomo, zawsze jest, ale umówmy się. Sztuką jest się przebić, sztuką jest tak zdefiniować potrzeby i tak opakować naszą odpowiedź na nie, żeby konsument sam się uśmiechnął, poklepał po plecach, wyjął portfel i powiedział o tym znajomym. I tak bym to zrobił, hahaha.
11. Zajmuję się marketingiem, dlatego że…
Moja praca sprawia mi mega dużo frajdy. Mam to szczęście, że mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to, co robię, sprawia mi radość. Lubię ludzi, uwielbiam dobre pomysły, komunikację i nowe technologie. Połącz to wszystko i masz to, czym zajmuję się na co dzień. Czego chcieć więcej?
Yuri Drabent – wulkan energii, pasjonat mediów społecznościowych i nowoczesnej komunikacji. Współtwórca Lubię to – Social Media Agency, jednej z największych agencji specjalizującej się w marketingu społecznościowym w Polsce. W Lubię to odpowiedzialny m.in. za tworzenie kreatywnych strategii komunikacyjnych dla kluczowych klientów agencji. Prywatnie niepoprawny podróżnik i miłośnik sportów ekstremalnych – jest m.in. zawodowym kierowcą wyścigowym i skoczkiem spadochronowym. „Lubię wszystko, co związane z prędkością, wysokością i z gwałtownymi zmianami w zakresie ich utraty” – jak mówi sam zainteresowany. Lubi ludzi, mówi dużo, ciekawie i z sensem.