fot. depositphotos.com
Uznałeś, że jeszcze nie czas zlecać agencji namingowej stworzenia nazwy dla twojej marki. Dopiero zaczynasz, masz ograniczony budżet, nie wiesz czy oferta przyjmie się na rynku – rozumiemy. Poniżej kilka rad na temat tego, czego należy unikać, a na co zwrócić uwagę, aby samodzielnie wykreować sensowną nazwę dla firmy lub produktu.
Zobacz również
-
#PrzeglądTygodnia [04.10-10.10.24]: jak marki wspierają ochronę zdrowia psychicznego w Polsce, alkotubki okiem prawników i marketerów, opinie nt. promocji „Fala tylko dla dorosłych”
-
Pink October: jak marki zachęcają do badań profilaktycznych w kierunku raka piersi [PRZEGLĄD]
-
Jak marki wspierają ochronę zdrowia psychicznego w Polsce [PRZEGLĄD]
Zobacz również
-
#PrzeglądTygodnia [04.10-10.10.24]: jak marki wspierają ochronę zdrowia psychicznego w Polsce, alkotubki okiem prawników i marketerów, opinie nt. promocji „Fala tylko dla dorosłych”
-
Pink October: jak marki zachęcają do badań profilaktycznych w kierunku raka piersi [PRZEGLĄD]
-
Jak marki wspierają ochronę zdrowia psychicznego w Polsce [PRZEGLĄD]
Naming, czyli tworzenie komercyjnych, biznesowych nazw, to nie jest łatwe zadanie. Często jednak jest jednym z pierwszych, o które rozbijają się młodzi przedsiębiorcy. Pytanie „ale jak ja w ogóle nazwę swoją firmę?” zadane samemu sobie w momencie wypełniania dokumentów rejestrowych to jednak dość ryzykowne podejście. Wprawdzie zawsze można w przyszłości rozdzielić nazwę formalną od handlowej (czyli stworzyć osobną nazwę marki, która będzie inna, niż nazwa firmy pojawiająca się w dokumentach), ale nadal kilku błędów lepiej już na tym etapie uniknąć. Jak? Poniżej kilka podpowiedzi.
1. Fajnie, że masz nazwisko, ale chwilowo o nim zapomnij
O ile nie jest to nazwisko powszechnie znane i dobrze kojarzone, np.: Janda, Kondrat czy Kusznierewicz, to sugeruję nie eksponować go w nazwie – zwłaszcza w nazwie handlowej. Powód? Marki żyją. Zmieniają nie tylko ofertę, asortyment, adres, ale też właścicieli. Nie ograniczaj sobie możliwości sprzedania swojej marki w przyszłości, a twoje nazwisko w nazwie może (nie musi, ale może) taką sprzedaż utrudnić.
Oczywiście, nie kwestionujemy tu wartości tak rozpoznawalnych nazw jak Grycan czy Olewnik, ale one są już dość wiekowe (odpowiednio: 1946 i 1989 rok założenia) i powstawały w czasach, gdy taka praktyka namingowa była powszechna. Faktem jest też, że większość z nas posiada dość pospolite, często powtarzające się nazwiska, czasem też z nie do końca atrakcyjnym brzmieniem czy znaczeniem; dlatego lepiej się do nich z góry namingowo nie przywiązywać. Wyjątkiem od tej zasady jest wykorzystanie nazwisk, które od razu zostały wytypowane ze względu na ich potencjał marketingowy. Znacie markę producenta elektroniki Krüger&Matz? Nazwa brzmi światowo, prawda? Nie, jej właścicielami nie jest ani Krüger, ani Matz, lecz Lechpol Electronics z Miętnego koło Garwolina, której założycielem jest Zbigniew Leszek. Autorstwo marki Krüger&Matz przypisane jest Michałowi, jednemu z synów Zbigniewa, wraz z którymi zarządza on wspomnianym Lechpol Electronics.
Jak marki wspierają ochronę zdrowia psychicznego w Polsce [PRZEGLĄD]
2. Myśl korzyścią, nie produktem
Gdy dobrze zna się swoją ofertę, łatwo jest w myśleniu o niej koncentrować się na produkcyjnych detalach, różnicach, które są dla nas ważne. Stop. W takim momencie trzeba zadać sobie inne pytanie: czy te różnice są faktycznie aż tak ważne dla mojego klienta/odbiorcy? W większości przypadków ludzie przychodzą do nas z założeniem, że na czymś jednak znamy się od nich lepiej. Czasem faktycznie musimy ich upewnić, że tak jest. Ale raczej nie robimy tego już na poziomie nazwy. Nazwa musi przyciągać uwagę i coś sugerować, nawet niekoniecznie obiecywać. Dlatego lepiej, gdy nazwa buduje ogólny kontekst i skojarzenia z np. bezpieczeństwem, niż gdy podajemy w niej na czym polega technologia użyta w produkowanych przez nas pasach samochodowych. Oczywiście, że ta technologia jest bardzo ważna. Ale opowiedzmy o niej na głębszych poziomach kontaktu klienta z marką – w haśle reklamowym lub copywritingu.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
3. Geografia czasem ogranicza
Tak, mamy skrajnie niekorzystne przykłady tego, jak używanie nazw powiązanych geograficznie jest kulą u nogi firmy. Najbardziej jaskrawy przykład: Masarnia Stolec ze wsi Stolec w gminie Ząbkowice Śląskie, która na szczęście przeszła już renaming. Mamy też przykłady bardzo dobre, gdy nazwy są dość pojemne kontekstowo, a do tego dobrze siedzą w branży. Przykład: marki outdoorowe, produkujące sprzęt i ubrania na górskie wyprawy, które nazwane są nazwami szczytów: Elbrus, Lhotse – tutaj ma to sens, a i same te nazwy jako słowa brzmią dobrze. Granie geografią w nazwie może być więc i zaletą, i wadą; zależnie od tego, czy sama nazwa jest wystarczająco uniwersalna, skojarzeniowa, czy zbyt dosłowna, wąska geograficznie i nieatrakcyjna językowo. Inaczej mówiąc: nie zawsze jest to najlepsza droga, dlatego lepiej przemyśleć od razu, czy nazwa wskazująca na nasz region lub miejscowość jest ciekawa lub cokolwiek mówi osobom spoza niego. Oraz czy nie jest zajęta, bo ten trend namingowy jest już mocno wyeksploatowany, żeby wskazać tylko takie, piwne superbrands jak Żywiec, Tyskie, Warka czy Łomża.
4. Uważaj na trendy
Jedyną rzeczą pewną w trendach jest to, że się zmieniają. A nazwy jednak lepiej nie zmieniać. Jasne, można ją czasem odświeżyć, modyfikując logo, dodając do niej claim itp., ale zasadniczo zmiana samej nazwy to tworzenie całego marketingu marki od nowa. Dlatego w namingu szukać warto rozwiązań trwałych, ponadczasowych, a nie chwilowych mód językowych.
5. Rozsądnie wybierz język
Świat na Polsce i języku polskim się nie kończy. Ale nie kończy się też na języku angielskim, choć wiadomo, że wśród globalnych marek jest on językiem dominującym. Nieprzypadkowo jednak wiele kancelarii prawnych często wykorzystuje w nazwach klasyczną łacinę, która niejako z automatu nadaje marce powagi i nobliwości, co w przypadku tej branży jest bardzo pożądane.
Inny przykład. Gdy kierujemy markę na rynki niemieckojęzyczne, dobierając jej nazwę, musimy zacząć od decyzji, w jakim języku i jakie skojarzenia ma ona budować. Dla przeciętnego Niemca firmy, które mają nazwy brzmiące niemieckojęzycznie, angielskojęzycznie lub włoskojęzycznie, to trzy zupełnie inne światy i trzy zupełnie inne tych światów percepcje. Z nami jest dokładnie tak samo; już sam wybór języka buduje u nas określone skojarzenia i tak np. język angielski kojarzy się najczęściej z międzynarodowością, niemiecki z solidnością, a hiszpański czy włoski z temperamentem. Każde z tych skojarzeń może być dla naszej marki korzystne, musimy tylko się zastanowić, które z nich faktycznie będzie dla niej odpowiednie.
6. Streszczaj się
Nazwa to nie tekst reklamowy. Ba, to nawet nie jest hasło reklamowe. Aby nazwa była dobra, wystarczy, by wzbudzała jedno, konkretne, korzystne dla marki skojarzenie. Tylko tyle i aż tyle.
7. Bądź pewny swojego produktu
Bo jeśli ty nie będziesz jego pewny, to kto ma być? Twój klient, który do ciebie przyjdzie o niego zapytać? Właśnie. Charyzma mobilizuje, pewność siebie przekonuje. Jeśli chcesz, aby ktoś od ciebie coś kupił, to ty musisz być pierwsza osobą pewną tego, że warto ten produkt kupić. To też może być widać w nazwie, dlatego niech nie będzie ona zbyt bojaźliwa, za bardzo asekuracyjna; na takie nazwy nikt nie zwraca uwagi.
Oczywiście – nie można tu mylić pewności siebie z arogancją – w namingu jak w życiu: ważne jest, aby być pewnym swojej oferty, ale nie popadać w samozachwyt – a czasem dość łatwo można przekroczyć tę granicę. Dlatego, raz jeszcze: nie bądź przesadnie pewny siebie, ale bądź pewny swojego produktu.