O kulisach pracy nad „Wiedźminem” opowiadają Mateusz Tokarz, VFX supervisor, Krzysztof Krok, VFX producer, Dorota Woropaj, VFX production assistant z Platige Image.
Jak wspominacie prace z twórcami serialu Wiedźmin?
M.T.: Dobrze. Byliśmy pierwszą firmą z Polski, która robiła efekty specjalne dla globalnej produkcji Netfliksa. Bardzo dużo nauczyliśmy się o tym, jak pracuje się w tak dużej strukturze. Poniekąd przetarliśmy szlak dla kolejnych. Poza tym dołożyliśmy też naszą słowiańską cegiełkę, co miejmy nadzieję plasuje nas również w gronie twórców ;).
Zobacz również
Jak to się wszystko zaczęło? W jaki sposób nawiązaliście współpracę z twórcami serialu Wiedźmin?
M.T.: Zaczęło się bardzo spokojnie – od spotkań z przedstawicielami Netfliksa, na których prezentowaliśmy strukturę, sposób funkcjonowania i możliwości naszej firmy. Nasza konkurencja ma w portfolio setki blockbusterów i ponad tysiąc osobowe oddziały na każdym kontynencie – musieliśmy ostro walczyć o nasz kawałek tortu. Trzeba pamiętać, że nie jest łatwo zdobyć zaufanie na tym rynku, a pozycję wypracowuje się latami ciężkiej pracy. Później, kiedy nasz udział stał się elementem ogólnego kontraktu, przez kilka miesięcy czytaliśmy scenariusze i robiliśmy wyceny. Staraliśmy się podejść do tego wszystkiego bardzo rozsądnie – tak, żeby dostarczyć klientowi na czas wszystkie dobrze wykonane ujęcia.
Jak wyglądały przygotowania do realizacji projektu?
K.K.: Pierwszym krokiem jest wycena i ogólnie pojęta papierologia. Dostajemy do wglądu scenariusz, opis realizacji i oczekiwania show supervisora co do tego jak efekt ma wyglądać. Kilka miesięcy później, po zrealizowaniu ujęć na planie otrzymujemy możliwie szybko pierwszą wersję montażu i ujęcia odpowiednio dłuższe tak, żeby możliwe jeszcze były dalsze zmiany montażowe. Na tej podstawie robimy tzw. rebid – weryfikujemy czy nasze założenia są zgodne z tym, co zostało nakręcone i odpowiednio modyfikujemy nasz plan pracy, w zależności od tego co się zmieniło.
M.T.: Od strony technicznej musieliśmy stworzyć narzędzia, które umożliwiały automatyczne przyjmowanie i wysyłanie materiałów do klienta. Przy tak intensywnej pracy bardzo ważne jest, żeby wyeliminować możliwie dużo miejsc, gdzie można potencjalnie popełnić błąd w wymianie danych. Nasz zespół programistów stanął na wysokości zadania. Mieliśmy też wystarczająco dużo czasu, żeby uzupełnić zespół artystów o osoby dedykowane pod konkretne, wyspecjalizowane zadania. Nasz dział specjalizuje się w produkcjach w pełni trójwymiarowych – w Wiedźminie łączyliśmy materiał filmowy z elementami grafiki komputerowej. To wymaga wykonania takich zadań jak rotoskopia, czyszczenie i tracking.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Jakie były poszczególne etapy realizacji Waszej pracy nad serialem?
K.K.: Produkcja Netfliksa jest bardzo dobrze zorganizowana – wszystkie prace są planowane centralnie z dużym wyprzedzeniem. Byliśmy jednym z wielu elementów układanki i vendorów w całym procesie, gdzie ważna jest komunikacja i codzienna systematyczność na każdym ze szczebli. Zawsze dostawaliśmy materiały filmowe, referencyjne, koncepcyjne czy niezbędną dokumentację. Ekipa była zawsze otwarta na rozmowy i elastyczna w codziennej pracy nad serialem.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
M.T.: Wraz z materiałem filmowym dostawaliśmy opis efektów oraz wszystkie dane techniczne potrzebne do ich realizacji – informacje o obiektywie, kamerze, świetle, zdjęcia referencyjne elementów potrzebnych w realizacji (jeśli takie fizycznie istniały), skany i koncepty. Następnie możliwie precyzyjnie określaliśmy, jakie jest oczekiwanie co do jego wyglądu i charakteru. Po otrzymaniu wszystkich materiałów rozpoczynała się właściwa część pracy. Sam proces wyglądał tak, jak przy innych naszych projektach. Kluczowe zawsze jest jak najszybsze zbudowanie ujęcia zawierającego wszystkie elementy (nawet te nieukończone). Kiedy ujęcie było na takim etapie, że można sobie wyobrazić jego finalny kształt i wewnętrzną akceptację, wysyłaliśmy je do klienta tak, aby show supervisor mógł szybko określić czy zmierzamy w dobrym kierunku. W najbardziej intensywnym czasie wysyłaliśmy codziennie kilka ujęć do oceny, przez co też każdego dnia otrzymywaliśmy sporą ilość komentarzy czy zmian do wprowadzenia. Po akcepcie ze strony supervisora, ujęcia trafiały do showrunnerki, która zazwyczaj zgadzała się z opinią show supervisora, ale też miała możliwość wywrócić je zupełnie do góry nogami. Praca nad dużymi ujęciami może trwać tygodniami i iteracji jest bardzo dużo, mniejsze często zamykaliśmy w kilka dni.
D.W.: Przy tak dużym przedsięwzięciu Netflix posiada swoje workflow produkcyjne, przez co dyktuje pewien rodzaj współpracy opierający się na systematyczności, raportowaniu etapu prac oraz sprawnej i ciągłej komunikacji.
Ile osób brało udział w pracach nad Wiedźminem?
K.K.: Po stronie Platige Image w prace nad ujęciami efektowymi było zaangażowane ok. 150 osób, z czego 30 to core produkcyjny.
M.T.: W Platige mamy szerokie grono fanów sagi Sapkowskiego. Każdemu zależało, aby dodać coś od siebie przy chociaż jednym ujęciu/sekwencji serialu i stać się częścią tej historii. To zaangażowanie dało nam niesamowitą energię i sprawiło, że praca nad efektami wizualnymi była naprawdę wyjątkowa.
Jakie były największe wyzwania?
M.T.: To, co kiedyś było olbrzymią zaletą kamer cyfrowych – czyli dążenie do technicznej doskonałości, coraz częściej jest celowo eliminowane przez zastosowanie obiektywów, które degradują jakość obrazu. Dzięki temu widzimy mocną winietę, rozmycia na krawędziach i bardzo ładne flary. To równocześnie niestety utrudnia cyfrową postprodukcję. Do każdego obiektywu otrzymaliśmy oczywiście mapę zniekształceń i referencje charakterystyki. Dzięki temu mogliśmy bardzo dokładnie odtworzyć wszystko na ekranie komputera.
K.K.: Wybuchająca głowa! W pierwszej kolejności musieliśmy dopasować naszą głowę cyfrową do głowy aktora z planu. Ujęcie było kręcone obiektywem anamorficznym, co dodatkowo ją deformowało i komplikowało proces. Cyfrowa głowa sama w sobie składała się z wielu elementów (mózg, kości czaszki, itp), które w spektakularny sposób rozsadziliśmy!
Czy podczas realizacji projektu spotkały Was jakieś niespodzianki, niespodziewane sytuacje?
M.T.: W trakcie projektu zamykaliśmy ujęcia poszczególnymi odcinkami. Zależało nam na tym, żeby projekt zacząć jak najlepiej, dlatego dzień przed oddaniem czwartego odcinka pracowaliśmy do późna i umówiliśmy się kolejnego dnia o ósmej rano, żeby mieć wystarczająco dużo czasu na ostatnie szlify. Tego dnia zaspałem i dotarłem do studia kwadrans po umówionym czasie, ale okazało się, że brakuje też Rafała – naszego art directora. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, aż Krzysiek napisał w końcu wiadomość do Rafiego. Po kilku chwilach odczytał SMSa i powiedział, że Rafi złamał rękę na hulajnodze i wylądował w szpitalu. Myślałem, że to żart, więc poszedłem do swojego pokoju, prosząc Krzyśka o telefon, jak już zespół będzie w komplecie. Przez 15 minut telefon milczał, więc wróciłem, żeby sprawdzić, czy Rafał nie pojawił się w międzyczasie. Wtedy Krzysiek powtórzył raz jeszcze, że Rafał jest w szpitalu i na dowód pokazał zdjęcie z izby przyjęć, które przed chwilą dostał. To był taki dzień i taki poziom adrenaliny, że wydawało się to nieprawdopodobne. Szczęśliwie skończyliśmy wszystko na czas i dostarczyliśmy jedną z moich ulubionych sekwencji z Ciri przy drzewie Shan-Kayan.
Jakie będą kolejne kroki?
M.T.: Tego nie możemy jeszcze zdradzić 🙂