Związane są one ze zjawiskami takimi jak migracje, ponowne pojawienie się etniczności, powstanie i podział kultur młodzieżowych. Nie bez wpływu pozostaje tu także polityka kulturalna płci i wreszcie – rodzenie się różnorodnych stylów życia opartych na zróżnicowanej konsumpcji.
Świat mediów społecznościowych również wchodzi w fazę fragmentaryzacji. Ich wyedukowani przez Facebooka użytkownicy spełniają swoje wyspecjalizowane potrzeby społecznościowe na innych platformach, takich jak Instagram. Czego tam szukamy? Jakie potrzeby realizujemy poprzez tworzenie zdjęciowego zapisu swoich emocji i życia? Jako zaangażowany użytkownik Instagrama spróbuję odpowiedzieć na te pytania, patrząc przede wszystkim przez pryzmat osobistego doświadczenia; będę także posiłkował się perspektywą kulturoznawczą oraz psychologiczną.
Zobacz również
Obecność w tym kanale jest dla mnie ważna z pięciu głównych powodów. Pierwsze cztery nazwałbym pragmatycznymi, zaś ostatni, najważniejszy, należy raczej do emocjonalno-motywacyjnych.
Po pierwsze – Instagram to społeczność twórców. To, czy zyskasz uznanie (w postaci wiernych followersów, „serduszek” i komentarzy) zależy od tego, czy robisz dobre zdjęcia lub od tego, czy… wypracowałeś oryginalny koncept prowadzenia profilu!
Wiem co mówię. Czasem do zdobycia popularności wystarczy oryginalny i konsekwentnie realizowany pomysł, czego najlepszym dowodem jest profil użytkownika @mrpimpgoodgame.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Czy to nie wspaniałe budzić się ze świadomością, że jest w sieci ktoś, kto codziennie powita Cię uśmiechem?
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Po drugie – Instagram (wciąż) sprzyja budowaniu szerokiego zasięgu organicznego. Użytkownicy, którzy z namysłem opisują hasztagami swoje zdjęcia, korzystają z możliwości profili kuratorskich bądź regularnie powiększają sumę śledzonych (aktywnych!) profili – mogą z czasem liczyć na wzrastającą liczbę followersów. Wszystko w myśl zasady: zaangażowanie wzbudza zaangażowanie.
Po trzecie – Instagram to medium, w którym widzę to, co chcę widzieć. Serwis jest (jeszcze) nieprzepełniony reklamą płatną. Świadomie wybieram profile, które śledzę, co skutkuje tym, że w czasie przeglądania feedu nie spotykam się z treściami przypadkowymi. Wyjątkiem są wrzucane z niemałym entuzjazmem półnagie selfie moich kolegów, którzy właśnie odbyli pierwszy w życiu trening na siłowni. Uznaję jednak, że jest to wyjątek, który potwierdza regułę. 😉
Po czwarte – Instagram to serwis skrojony pod mobile, co jest szczególnie ważne dla pokolenia cyfrowych nomadów, takich jak ja.
I wreszcie po piąte – chciałbym wysunąć pewną, być może zbyt śmiałą, tezę: uważam, że Instagram to medium, które w pewnym sensie sprzyja zaspokajaniu wyższych potrzeb z piramidy Maslowa.
Co przez to rozumiem? Na początek stwierdzenie, z którym chyba wszyscy się zgodzą: żyjemy w świecie, gdzie „stara”, analogowa rzeczywistość offline i ta nowoczesna, online, przenikają się na tyle, że ludzkie potrzeby, motywacje i emocje przenieść się muszą gdzieś na pogranicze światów real i cyber.
Idąc tym tropem możemy uznać, że Instagram pomaga użytkownikom realizować potrzeby przynależności. Weźmy tu za przykład istnienie grup skupionych wokół określonej, wysmakowanej estetyki fotografii i rodzin filtrów np. #VSCOpoland. Szersze spojrzenie prowadzi nas do grup tworzących społeczności takie jak #igerspoland, skupiających się wokół samej idei Instagrama. Demokratyczny charakter platformy podkreślają hasztagi, dzięki którym każdy może włączyć się do interesującego go tematu.
Instagram to także źródło, z którego możemy czerpać, żeby realizować potrzeby uznania – tu możemy zdobyć (wcale nie takie złudne, jakby się mogło wydawać): atencję, szacunek, prestiż, oraz – przeliczane na sumę followersów, serduszek i komentarzy pod zdjęciami – poczucie znaczenia.
Jest taka historia, którą czasem opowiadam słuchaczom i klientom podczas prezentacji dotyczących Instagrama. Oto pewnego dnia popadłem w stan wewnętrznego drżenia i egzaltacji, kiedy ujrzałem na wyświetlaczu mojego smartfona notyfikację „@pharrellwilliams skomentował Twoje zdjęcie”. Stało się to chwilę po tym, jak wrzuciłem na mój profil na insta odpowiednio ohasztagowane zdjęcie kupionej w Berlinie, skandalicznie krzykliwej kurtki Adidas Originals z kolekcji sygnowanej nazwiskiem muzyka.
Gonitwę myśli, którą oddać mogę słowami: OMG TERAZ PHARELL WIE, ŻE JA ISTNIEJĘ!!!!! zakończyło rozczarowujące uświadomienie sobie, że domniemany profil Pharrella jest w istocie kontem jednego z fanklubów gwiazdy. Jednak tych pięć sekund, w czasie których już widziałem nas oczami wyobraźni jako najlepszych przyjaciół, rozbijających się odrzutowcem po wielkim świecie – pozostanie moje.
Obecność na Instagramie powiązana jest także z zaspokajaniem potrzeb samorealizacji. Dokumentując moje życie i momenty, które uznaję za istotne – na tyle, żeby sięgnąć po smartfona i zrobić zdjęcie – potwierdzam sam przed sobą swoją wartość i ważność. Aktywna obecność na Instagramie pozwala mi poczuć, że rozwijam talent i robię coś dobrego dla mojej historii. To jest właśnie ten „pomnik trwalszy niż ze spiżu” który każdy z nas, użytkowników Instagramia stawia sam sobie (nawet, jeśli wykuwa go wrzucając co dzień swe niczym niezmącone, uśmiechnięte selfie – jak wspomniany już kilka akapitów wyżej Pan PimpGoodGame).
Nic dziwnego, że pierwszą kategorią, która doceniła wartość marketingową Instagrama była branża fashion, w tym marki luksusowe, takie jak Burberry i Marc Jacobs. Marketing branży modowej wymaga odwoływania się do wyższych potrzeb, a zarazem posługuje się językiem typowym dla Instagrama. Ten tak dobrze wszystkim znany język i kod nazywam „estetyzacją rzeczywistości”. Co prawda pojawienie się płatnych reklam wywołało falę niezadowolenia, ale wciąż dość stonowanego w porównaniu do innych platform.
Last but not least – ogromną przewagą Instagrama jest fakt, że wciąż jest to przestrzeń relatywnie wolna od hejtu. Internet jako taki karmi się negatywnymi emocjami, jednak na Instagramie wciąż jesteśmy raczej po to, by celebrować urodę życia (np. smaczne i ładne! jedzenie – patrz: #pornfood). Już sama lista najbardziej popularnych hasztagów potwierdza tę tezę: #love #instagood #me #cute #photooftheday #happy #beautiful.
Chętnych do podyskutowania zapraszam na mój profil na insta: szukaj mnie jako @panherbata i nie śmiej się ze zdjęć mojej gołej klaty!