Pozostałe części cyklu przeczytasz tu >
Zobacz również
Nazwaliście się „Patoagencją”. Skąd taka nazwa i co jest w Was takiego „patologicznego”?
Dzięki, że o to pytasz – to znaczy, że nazwa działa. Jak większość dobrych nazw, ta również zrodziła się przypadkiem – podczas jednego ze spotkań na warszawskim sushi.
Trzeba jednak przyznać, że nazwa dobrze oddaje naszą koncepcję biznesową. Jeśli przyjmiemy bowiem, że patologią jest odstępstwo od ogólnie przyjętych norm, to właśnie tak chcemy być postrzegani na rynku agencji marketingowych.
Szukamy klientów, którzy są zmęczeni długimi, bezproduktywnymi spotkaniami, tabelami przetargowymi czy słuchaniem pięciu kolejnych agencji z niemalże identycznymi pitchami po 100+ slajdów. Walczymy z tym i zachęcamy do tej walki kolejnych partnerów biznesowych.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Czy macie coś wspólnego z tzw. patoinfluencerami?
Influencerzy z założenia chcą mocno wpłynąć na czyjeś decyzje i sposób postrzegania np. marki, z którą współpracują. Jeśli pójdziemy tym tropem to tak, chcemy być influencerami – do samych patoinfluencerów nie mamy specjalnych uprzedzeń.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Od kiedy działacie jako Patoagencja? Jakie były Wasze pierwsze kroki?
Każdy z nas prowadzi własną działalność w branży mediowej od kilku lat – nasze ścieżki zawodowe przecięły się mniej więcej na początku 2021 roku i szybko złapaliśmy wspólny flow. Od początku 2022 roku działamy jako Patoagencja – obecnie komunikujemy i rozwijamy ten brand szerzej.
Sam początek to raczej formalność – mamy doświadczenie w marketingu cyfrowym, dobry networking, umiejętność tworzenia stron, a także zaplecze klienckie niejako odziedziczone z naszych indywidualnych działalności biznesowych.
Bardzo pomogli nam też znajomi, z którymi wcześniej przy różnych projektach współpracowaliśmy. Chętnie rozmawiamy też z mediami – potwierdzeniem jest nasza rozmowa.
Gdzie wcześniej zdobywaliście doświadczenie?
Nasz miks doświadczeń jest bardzo różnorodny. Piotrek pracował w Publicis Media (Starcom, Performics), gdzie odpowiadał za obsługę kluczowych klientów oraz rozwój wewnętrznej agencji performance. Przez około rok po zakończeniu tej współpracy realizował projekty dla klientów (branża nieruchomości oraz e-commerce, doradztwo korporacyjne).
Z kolei Daniel doświadczenie zdobywał w startupach (Booksy, HiDone, LabelCall) – mnóstwo kampanii, wiele rynków, dynamiczne tempo. Zestawienie naszych doświadczeń jest kompletne – czerpiemy z nich i robimy rzeczy po swojemu.
Co odróżnia Was od standardowej agencji? Czy jest to Wasz język komunikacji z klientem? Jest on dosyć nietypowy, jeśli chodzi o tę branżę.
Dużo można „podłapać” wbijając na naszą stronkę (patoagencja.com), na którą serdecznie wszystkich zapraszamy. Język komunikacji z rynkiem rzeczywiście jest dość swobodny, ale klientom go nie narzucamy – cieszymy się, jeśli druga strona jest na to otwarta, ale zawsze przede wszystkim liczą się wyniki.
Wracając do wyróżników, wymienimy trzy najważniejsze:
1. Swoboda działania – pracujemy z różnych miejsc, a nasi specjaliści chętnie pracują zdalnie. Może nie brzmi to wyjątkowo, ale jeśli powiemy, że projekty prowadziliśmy z Hiszpanii, Wysp Kanaryjskich, Dominikany, Rzymu, Warszawy, Kołobrzegu i Pruszkowa to robi się interesująco. Paradoksalnie, bazowanie na specjalistach, którzy pracują w różnych strefach czasowych pozwala na zachowanie ciągłości pracy na projekcie przez 24 godziny na dobę. Mało agencji naprawdę z tego korzysta.
2. Kontestowanie agencyjnej rzeczywistości – mówiąc krótko: jeśli 99% agencji komunikuje się bądź pozycjonuje w określony sposób, my tego nie chcemy.
3. Na pewno nie będziemy produkować smutnych case’ów omawiających „wzrost ROAS” zbudowany na pandemii, czy porównujących dane tydzień do tygodnia. Raczej mamy z tego bekę. Podobnie uważamy, że 10 statuetek o różnych nazwach, kolorach fajnie jest dostać i chętnie je przyjmiemy, ale nie za wszelką cenę. Wolimy zrobić coś raz a dobrze.
4. Wolność – nie pracujemy z markami, które niszczą świat i nie wykonujemy zadań, na które się nie zgadzamy. Nie zmuszamy i nie namawiamy naszych ludzi do niczego. Jesteśmy zadowoleni z życia, nasi kontrahenci i współpracownicy też.
Jak wygląda Wasz model biznesowy?
Nazwalibyśmy go „sprzedażą doświadczeń”. Wychodzimy z założenia, że jeśli nie ma flow na linii Patoagencja – klient to na dłuższą metę taka współpraca może zakończyć się …no sami wiecie jak. 🙂 dlatego mocno stawiamy na to, w którym kierunku klient chce rozwijać swój biznes, żebyśmy mieli jasny i wspólny cel.
Sam model rozliczeń jest elastyczny. Większość naszych projektów bazuje na stałym fee i ewentualnym bonusie, zależnym od osiągnięcia określonych wyników. en rodzaj umowy jest motywujący i gwarantuje pokrycie kosztów operacyjnych z transparentną marżą.
W jaki sposób dobieracie klientów, z którymi nawiązujecie współpracę?
Najbardziej liczy się dla nas relacja, którą zbudujemy. Poprzez przedstawienie realnych perspektyw rozwoju biznesu klienta budujemy zaufanie.
Zależy nam tym, aby nasi klienci czuli się szczęśliwi i wyjątkowi dzięki temu, że podjęli decyzję o współpracy z nami. Zdajemy sobie sprawę, że na poziomie np. dyrektora zarządzającego, decyzja o współpracy z Patoagencją może być trudna, ale szukamy odważnych klientów, którzy na własnej skórze przekonają się, że warto iść pod prąd ramię w ramię. Jak ziomeczki.
Który zrealizowany przez Was projekt utkwił Wam najbardziej w pamięci? Z którego jesteście najbardziej dumni?
Pod szyldem Patoagencji działamy od początku roku więc te sukcesy właśnie są budowane. Na pewno przykładem superprojektu jest kampania performance prowadzona dla popularnego q-commerce LISEK.APP. W ciągu kilkunastu tygodni osiągnęliśmy 500 tys. pobrań aplikacji (w wybranych rejonach Polski) i pomogliśmy zbliżyć się klientowi do zbudowania rentowności w modelu q-commerce.
Mamy apetyt na więcej, wkrótce zrobi się o nas jeszcze głośniej.
Zdążyliście już popełnić jakiś fakap, o którym wolelibyście zapomnieć?
W Patoagencji jeszcze nie ;). Wcześniej oczywiście zdarzały się małe potknięcia, ale nie na tyle dotkliwe, żeby miały jakikolwiek negatywny wpływ na wyniki.
Mamy wrażenie, że najwięcej błędów popełnia się na początku kariery – jeśli wyciągnie się z nich wnioski to potem jest już z górki. Ten etap mamy już za sobą, choć oczywiście w tej branży ciągle uczymy się czegoś nowego.
Jakie są Wasze plany na najbliższe kilka miesięcy?
Chcielibyśmy, żeby nasz sposób komunikacji i idea dotarła do jak największego grona odbiorców, niezależnie od tego czy ktoś może i chce potencjalnie z nami współpracować. Dużo pomysłów mamy w kolejce i staramy się ogarniać tempo, które wywołało ogłoszenie powstania Patoagencji. Na pewno zrobimy sobie też megawakacje, a zatem… #staytuned!