Na początek cofnijmy się o kilka lat, do czasów, kiedy zaczęłaś pracę w warszawskim oddziale Google’a – opowiedz, jak się tam znalazłaś?
Wszystko zaczęło się od Group One, a właściwie od Value Media, w którym zaczęłam pracę w 2011 roku, po przeprowadzce z Wrocławia do Warszawy. Tam zaczęłam budować dział, który specjalizował się właśnie w reklamie w wyszukiwarce, jednocześnie biorąc udział w projekcie Internetowa Rewolucja, organizowanym właśnie przez Google. Jego celem było dotarcie do małych i średnich przedsiębiorców w całej Polsce. W ramach 24 eventów, razem z innymi ekspertami przez 4 miesiące szkoliliśmy małych przedsiębiorców z tego, jak założyć konto w Google Adwords, jak wyświetlić reklamę, jak założyć Google Maps i być obecnym w Internecie. Tymczasem w Value Media odnosiliśmy coraz więcej sukcesów związanych z wykorzystaniem produktów Google. Myślę, że poprzez te wspólne działania w tych wielu obszarach budowało się zaufanie zespołu z Google do mnie i moich kompetencji. W którymś momencie otrzymałam propozycję współpracy. Decyzja o jej przyjęciu, wbrew pozorom, nie była łatwa. Czułam się częścią sukcesu Value Media i byłam odpowiedzialna za swój zespół, który znajdował się na ważnym etapie rozwoju. Jednak jako wielka fanka produktów i kultury Google wiedziałam, że muszę skorzystać z takiej szansy. Na początku, jako analytical lead, zajmowałam się doradztwem w obszarze analityki i inwestycji marketingowych dla klientów tech-telco, FMCG i automotive, a potem budowałam partnerstwo z największymi domami mediowymi, w ramach zespołu agencyjnego Google.
Zobacz również
Po około dwóch latach postanowiłaś zrezygnować z pracy w Google’u i tworzyć od nowa agencję e-commerce od nowa. Dlaczego?
To również nie była spontaniczna decyzja. Google to firma, której udaje się przyciągnąć do siebie niesamowitych ludzi. Wiele się od nich nauczyłam. Natomiast zawsze bardzo lubiłam specyfikę pracy w agencji i tego mi brakowało. Tęskniłam za bliską współpracą z klientem i możliwością wpływu na całość biznesu, także w obszarach pozamediowych. Produkty Google rozwiązują bardzo wiele problemów, ale na pewno nie wszystkie. W agencji e-commerce mogę działać na różnych polach: technologicznym, komunikacji, brandingu, a nawet samego produktu. Kusiła mnie i przekonała właśnie taka wizja agencji, którą realizuję obecnie w SalesTube – łączenia wielu kompetencji i odpowiadania na potrzeby konsumenta za pomocą różnych narzędzi oraz połączenie możliwości technologicznych, analitycznych i mediowych w jednym procesie. Przemawiał i wciąż przemawia do mnie model, z którego znany jest Group One – house of communication. Zgromadzeni pod jednym dachem eksperci z tak wielu dziedzin, również z agencji komunikacyjnych i mediowych, faktycznie dzielą się wiedzą i doświadczeniem. Tego mi brakowało w pracy w Google i to mnie skłoniło do powrotu do korzeni i budowania one stop shop dla e-commerce. Jednak myślę, że bardzo wiele elementów kultury Google ma silne umocowanie biznesowe i mogą z nich czerpać firmy każdej wielkości. Sporo rzeczy udało nam się wdrożyć w Group One.
Jakie są Twoje najważniejsze obowiązki jako dyrektor zarządzającej Sales Tube?
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Rynek agencyjny jest rynkiem usługowym i każda agencja jest warta dokładnie tyle, ile jej zespół. Dla mnie najważniejszym zadaniem jest budowanie organizacji, w której chcą pracować i rozwijać się najlepsi specjaliści na rynku. Agencja to nie zbiór usług wypisanych w ofercie czy na stronie. To ludzie, którzy te usługi tworzą, projektują i wdrażają. Mogę powiedzieć, że jestem humanistką o umyśle ścisłym i takich też ludzi mam w swoim zespole. Sales Tube specjalizuje się w ad-techu, co oznacza, że po pierwsze, duża część naszych przychodów pochodzi z technologii, a po drugie, budujemy nowe produkty dedykowane konkretnym biznesom. Te produkty też wymyślają ludzie – ich wiedza i ich chęci mają bezpośrednie przełożenie na to, jak one działają. Moim zadaniem jest sprawić, żeby chciało im się myśleć inaczej i starać bardziej po to, żeby realnie wpływać na wyniki biznesowe naszych klientów i oczywiście docelowo na biznes Group One. Czasami to oznacza, że muszę bardziej stymulować swój zespół – oni pewnie powiedzieliby „cisnąć” 😉 – a czasami muszę im powiedzieć „stop, to za dużo, zwolnij”. Moje główne zadanie to więc rozwój talentów, zarówno tych, które dziś już mamy na pokładzie, ale też tych, które możemy pozyskać. No i oczywiście poszukiwanie nowych produktów i rozwiązań łączących technologię i komunikację.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Mówisz o sobie, że jesteś geekiem i fascynujesz się technologią. Jaka jest Twoja rola przy rozwijaniu nowych produktów?
Bardzo różna. Dzięki temu, że pracuję z wieloma zespołami o różnych specjalizacjach, czasem dalekimi od siebie pod kątem kompetencji, mam dobry widok na cały obrazek. Często udaje mi się dostrzec, jak połączyć ze sobą oddalone kropki i wtedy jestem inicjatorką nowych produktów. Czasami jest dokładnie odwrotnie, to do mnie przychodzą eksperci, którzy coś wymyślili i moją rolą jest pokierować ich w dobrą stronę –na przykład umówić z odpowiednią osobą w danym teamie lub skompletować nowy. Z perspektywy lidera muszę przyznać, że niesamowitą satysfakcję daje mi szczególnie ta druga ścieżka, czyli sytuacje, w których mój zespół, najczęściej nie narzekający na brak tzw. bieżących projektów, sam przychodzi z nowymi rozwiązaniami i pomysłami, na które nierzadko poświęca czas po godzinach pracy. Nie wymagam tego, ale jednocześnie bardzo doceniam, bo wtedy wiem, że pracuję z pasjonatami, dla których ważny jest rozwój.
Niedawno otworzyłaś filię agencji Sales Tube w Rosji – jak udaje Ci się sprawnie koordynować pracę obu oddziałów?
Przede wszystkim mamy bardzo zaangażowanego i merytorycznego partnera w Moskwie, co na pewno ułatwiło start. Z drugiej strony, zespół w Warszawie jest super samodzielny. Coraz częściej moje koleżanki i koledzy udowadniają mi, że jestem potrzebna na początkowych etapach pracy, ale dalej świetnie radzą sobie sami. To biuro w Rosji to efekt połączenia mocnych fundamentów w Polsce i trwałych relacji z partnerami.
Czy spotkałaś się z jakimiś wyzwaniami przy otwieraniu filii agencji w Rosji?
Szczerze mówiąc nie było nic, co mnie jakoś szczególnie zaskoczyło. Po pierwsze ta idea house of communication ma też swoje bardzo praktyczne wymiary. Mogę liczyć na merytoryczne zaplecze całej grupy, mamy mocny zespół finansowy i prawny, który dostosował nasze działania do wymogów prawa na rynku rosyjskim. Po drugie blisko działamy też w moim najbliższym zespole, czyli zespole szefów spółek. Dzięki temu wszystkie wątpliwości konsultowałam z bardzo doświadczonymi ludźmi. Może to, co mnie zaskoczyło, to była kultura organizacji koleżanek i kolegów z Rosji. Nie sądziłam, że to możliwe, ale oni działają jeszcze szybciej i jeszcze bardziej intensywnie, z większą odwagą. To mnie oczywiście cieszy, ale wiem też, że to dobrze, że w polskim zespole udało nam się osiągnąć tę równowagę między pracą a życiem prywatnym. Dbamy o to, żeby praca po godzinach była wyjątkiem, a nie regułą. Więc kiedy koledzy z Moskwy piszą do mnie o 23, przypominam sobie siebie sprzed 10 lat (śmiech).
Kiedy narodziło się w Tobie zainteresowanie branżą technologiczną oraz e-commerce?
Dokładnie pamiętam ten dzień. To było w 2008 roku, logowałam się wtedy pierwszy raz do konta Google AdWords. Mimo, że moja rola w firmie w ogóle nie była z tym związana, wyłapałam pewne braki na poziomie komunikacji z potencjalnymi klientami i postanowiłam sama się nimi zająć. W tamtej organizacji adwordsami zajmował się informatyk i tak właśnie w 2008 roku był postrzegany temat reklamy w Google, jako bardzo techniczny, specjalista SEM kojarzył się bardziej z programowaniem, niż marketingiem.
Ja zajmowałam się marketingiem od strony komunikacyjnej – odpowiadałam za ofertę i kontakt z klientami również poza internetem. W Google AdWords zafascynowało mnie to, jak szybko widoczne są efekty pracy. Wdrażam pomysł i już po chwili widać na liczbach, czy to był właściwy ruch. Zaczęło się więc od AdWords, ale chwilę później dostałam pracę w muzycznym międzynarodowym startupie z polskimi korzeniami. To był rok 2010 i myślę, że wtedy jako jedna z pierwszych osób w Polsce obsługiwałam kampanie AdWords na kilkunastu rynkach i na raczkującym wtedy pod kątem reklam Facebooku. Byłam też odpowiedzialna za optymalizację SEO i UX serwisu, więc pracowałam blisko z developerami. Absolutnie wszystkiego uczyłam się z amerykańskich blogów i widziałam, jak rozwój mojej wiedzy wpływa na efekty biznesowe. Szczególnie pamiętam, kiedy na frazę „Lady Gaga” wypozycjonowaliśmy wspomniany serwis na jednej z pięciu pozycji w Google w Stanach Zjednoczonych. Otworzyliśmy wtedy szampana w biurze. Albo kiedy zdałam pierwszy egzamin z obszaru Google Analytics – to było świetne doświadczenie. Po studiach politologicznych ten kierunek rozwoju i to, co w związku z nim robiłam, wydawało się moim znajomym egzotyką. Tymczasem kiedy się zaczyna od ekosystemu Google czy Facebooka, wszystko jest bardzo przyjazne i przystępne, nawet dla humanistów.
Jak w branży e-commerce radzą sobie w Polsce kobiety?
Wśród osób, które znam, które zajmują się e-commercem, ale też technologią, analityką, a już na pewno reklamą internetową, jest równie wiele utalentowanych mężczyzn co kobiet. To, co jest natomiast charakterystyczne, to fakt, że utalentowanych mężczyzn znamy wszyscy i bez problemu wymieniamy ich z nazwiska. Bardzo doceniam to, że potrafią i chcą dzielić się swoimi sukcesami, budują marki personalne w oparciu o kompetencje. Pomimo tego, że znam bardzo wiele kobiet, które są niesamowite w tym, co robią, dużo rzadziej się tym chwalą. Jest coś takiego w kobietach, że często robimy dobrą robotę, ale same jej nie doceniamy. Mam ten komfort, że wiem, jak wygląda struktura płac i awansów w środowisku Group One i absolutnie na poziomie wynagrodzeń oraz reprezentacji kobiet na stanowiskach zarządzających nie ma żadnej dysproporcji. Powiedziałabym nawet, że Pań jest więcej. Natomiast na 10 osób, które przychodzą i mówią „Aśka, należy mi się podwyżka, robota została dobrze zrobiona”, tylko dwie to kobiety. Co więcej, im o wyższych stanowiskach mówimy, tym ta statystyka robi się bardziej niekorzystna dla kobiet.
Znam ten schemat. Kiedy Kamil Wiszowaty zaproponował mi kierowanie Sales Tube, moją pierwszą reakcją było: „Nie ma mowy, nie poradzę sobie, to za wcześnie dla mnie, za mało wiem o zarządzaniu, dopiero urodziłam dziecko, a praca w agencji to przecież hardkor”. Na szczęście pewna mądra kobieta powiedziała mi, żebym sobie odpowiedziała na dwa pytania: „Co byś zrobiła, gdybyś się nie bała?” i „Co byś chciała, żeby zrobiła Twoja córka?”. Szczególnie pomogło mi to drugie. Chciałabym, żeby moja córka nie bała się wyzwań, aby robiła to, czego tak naprawdę chce. Na pewno nie bez znaczenia w godzeniu ról rodziców i liderów jest pomoc najbliższych. Ja mam mądrego partnera, który powtarzał mi, że nie będzie łatwo, ale to rola uszyta na miarę dla mnie. Można więc powiedzieć, że i mądre głosy kobiece i męskie pomogły mi w podjęciu tej decyzji. Tego też życzę koleżankom, żeby miały obok siebie takie osoby. Uważam, że w postrzeganiu kobiet w danej branży ważna jest rola liderów. Dlatego 4 lata temu zdecydowałam się przyjąć propozycję od Kamila i ani razu tego nie żałowałam. Chociaż muszę przyznać, było parę trudnych momentów.
Jak kryzys spowodowany koronawirusem wpłynął na funkcjonowanie zarówno Sales Tube, jak i Waszych klientów?
Zarówno jeśli chodzi o Sales Tube jak i całe Group One, to tzw. home office było dla nas sprawdzonym stylem pracy. Technologicznie i kulturowo byliśmy na to przygotowani. Mam poczucie, że zadziało się to bez żadnej straty dla naszego biznesu, ale też dla biznesu naszych klientów. Oczywiście pod naszymi skrzydłami są też marki, które mocno ucierpiały na obecnej sytuacji, jak np.: odzież sportowa, turystyka, ale też automotive. Jest też spora grupa klientów, która zmieniła ścieżkę rozwoju i strategię, żeby odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Tym sposobem pracujemy nawet bardziej intensywnie niż przed pandemią, jeśli to w ogóle możliwe. Wspieramy klientów w transformacji cyfrowej, którą musieli przyspieszyć.
Z drugiej strony szukamy nowego biznesu także dla siebie. Próbujemy się zabezpieczyć przed spowolnieniem, które już można zauważyć. Pracujemy nad swoją ofertą i jeszcze lepszym dopasowaniu usług do rynku.
Jak pomagacie innym polskim firmom przetrwać ten trudny czas? Macie jakieś sprawdzone tipy lub rozwiązania?
Moi klienci powiedzieliby, że dla e-commerce jest zawsze trudny i wymagający czas. Tu zmienna jest jedyną stałą. Dlatego kluczowa jest zdolność do szybkiej adaptacji. Poradzą sobie biznesy, które się tego nie boją i które do tego przywykły. Są oczywiście przykłady kategorii, które będą miały łatwiej i trudniej, ale w każdej z nich znajdzie się ten, który będzie pionierem. Kto zrobi to szybciej, sprawniej i z lepszym efektem. Daleko nie szukając – Airbnb, firma żyjąca z krótkoterminowego wynajmu teraz sprzedaje na przykład online’owe kursy surfingu. Zmienili swój produkt w ciągu kilkunastu dni. Przetrwają firmy, które budują kultury organizacji, w których eksperci nie boją się ryzykować.
Jak Twoim zdaniem zmieni się biznes e-commerce?
Ponieważ pracujemy z bardzo wieloma e-commercami w różnych obszarach, zarówno mediowo, ale też coraz częściej technologicznie i analitycznie, digital to dla nas chleb powszedni. Tak jak przed kryzysem tak i teraz wiemy, jakie kierunki powinniśmy rozwijać – gdzie brakuje wiedzy czy rozwiązań. To, co się zmienia, to tempo tych zmian. Aktualna sytuacja wymusza na klientach zwrócenie większej uwagi na te aspekty, które były pomijane, bo pozwalały na to warunki rynkowe i organiczne wzrosty. Na „luźniejszy czas” w wielu firmach czekały np. tematy związane z optymalizacją. Przede wszystkim przyspieszyły projekty, które i tak były w planach. W większości koncentrują się one właśnie na optymalizacji doświadczeń użytkowników: mądrzejszego wykorzystania danych i bardziej precyzyjnego przekazu, a przez to optymalizacji kosztu dotarcia. „Robienie więcej za mniej” dotyczy dziś absolutnie każdego, a biznes e-commerce’owy ma na wyciągnięcie ręki narzędzia i partnerów, którzy mogą to zrobić.
Jak wygląda Twój dzień pracy?
Jest szybko i intensywnie, ale przed pandemią też tak było. Natomiast obecnie bardziej niż kiedykolwiek czuję, że w tym tempie jest sens. Kiedy zdzwaniamy się z moim zespołem, mimo, że wszyscy są zmęczeni, a dzieciaki skaczą im po głowach, to motywacja jest na wysokim poziomie. Myślę, że jest w nas sporo pokory i docenienia tego, że nasze kompetencje są dzisiaj bardzo potrzebne i mamy pracę. Że możemy coś zmienić, że komuś pomagamy. Czuję, że to, czy uda mi się coś zrobić szybciej czy później, ma realny wpływ na biznes naszych klientów. Oni z kolei pracują na polską gospodarkę. Czujemy odpowiedzialność. W tej dynamice dnia jest wartość.
W jaki sposób „ładujesz baterie”?
Chyba jestem jeszcze na tym etapie życia, że jak perpetum mobile, ładuję się w ruchu. Nie potrzebuję dodatkowych stymulacji żeby mieć energię. Natomiast w normalnych warunkach zwyczajnie dbam o równowagę. Kiedy jestem na wakacjach, to jestem na nich w 100%. Musiałam się tego nauczyć i teraz namawiam do tego mój zespół. Te 26 dni urlopu są dobrze pomyślane. Higiena pracy jest dla mnie bardzo ważna. Pracuję od 8-9 godzin dziennie, w trakcie których jestem najbardziej efektywną wersją samej siebie.
Co Cię inspiruje?
Najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy w grupie, podczas wymiany doświadczeń i opinii. Inspirują mnie rozmowy z ludźmi, z zespołem, klientami i konkurencją. Choć nie jest to popularna opinia, uważam że rotacyjność w naszej branży ma pozytywny wpływ na rozwój. Kiedyś spędzało mi to sen z powiek, a dziś widzę w tym wartość. Każda nowa osoba to nowy punkt widzenia i początek dyskusji nad zmianami – zarówno po naszej stronie, jak i w zespołach klienta.
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Absolutnie to, dokąd zmierza SalesTube jest spójne z moimi ambicjami. To świetna strona bycia liderem i posiadania możliwości sprawczych. W takiej firmie jak Group One, gdzie nie ma odległej centrali, która mówi mi jaka jest strategia, mogę ustalać ją sama, a właściwie z zespołem. Staramy się planować tak, żeby robić projekty, które nas indywidualnie interesują i inspirują, ale na szczęście biznes nigdy na tym nie cierpi.