fot. Facebook//Bio.teen
O kosmetykach Bio.teen, które do tej pory były dostępne jedynie w sieci Rossmann, zrobiło się głośno kilka dni temu, kiedy jedna z internautek postanowiła zwrócić uwagę na komunikację marki i skrytykować dwuznaczne hasła, które pojawiły się na produktach.
Zobacz również
Opakowania z kolorowym i przyciągającym uwagę brandingiem zostały opatrzone takimi napisami jak: „Make me wet” „Show me your dirties”, „Sleep with me”, „I like it rough clean”, „MILF” czy „DILF”. Obok dwuznacznych haseł nie brakło również symboli kojarzonych z treściami o zabarwieniu seksualnym.
Jedna z klientek sieci Rossmann postanowiła opublikować w swoich mediach społecznościowych zdjęcia produktów, podkreślając, że hasła kojarzone z pornografią nie powinny trafiać na opakowania kosmetyków kierowanych do dzieci i nastolatków.
– Przejęłam się tymi tekstami marketingowymi tylko dlatego, że są kierowane do nastolatek. Gdyby marka nazywała się bio.ADULT uznałabym, że po prostu targetują ludzi z mało wyrafinowanym poczuciem humoru. Ale nie mogę znieść myśli, że jakaś 14-latka pójdzie sobie kupić żel do mycia twarzy, a zobaczy slogan normalizujący ostry seks albo wysyłanie nudesów, który wpłynie na jej postrzeganie tych rzeczy jako jakiegoś standardu seksualności, do którego powinna aspirować – stwierdziła klientka cytowana przez serwis kobieta.interia.pl.
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
Kontrowersji ciąg dalszy
Ku zaskoczeniu konsumentki, opublikowane stories zauważyła również marka Bio.teen, która postanowiła odpowiedzieć… w równie w kontrowersyjnych słowach. Osoby odpowiedzialne za oficjalne konto brandu opublikowały dwuznaczne komentarze pod prywatnymi zdjęciami internautki, a także zarzuciły jej hipokryzję. Co więcej, marka postanowiła wysłać wiadomości do kilku osób z listy znajomych kobiety.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Po tym, jak o kontrowersjach wokół Bio.teen zrobiło się głośno, w social mediach sieci Rossmann zaczęło pojawiać się wiele komentarzy zniesmaczonych konsumentów, którzy domagają się usunięcia napiętnowanych produktów.
„Zastanówcie się czy chcecie być kojarzeni z bioteen, firmą która seksualizuje dzieci i wprowadza na półki waszego sklepu język pornograficzny” – pisze jedna z internautek.
„Ale wstyd rossmann za @bioteen_eu, jako rodzic jestem zbulwersowana” – czytamy w innym komentarzu.
W odpowiedzi na liczne skargi, sieć oficjalnie poinformowała, że cała linia kosmetyków marki Bio.teen zniknie ze sklepowych półek, a także ze sklepu internetowego. Jak dodał Rossmann w jednym z komentarzy, „na decyzję o wycofaniu produktów złożyło się kilka czynników, z których najbardziej znaczącym był sposób komunikacji wspomnianej marki z Klientami w mediach społecznościowych”.
Producent kosmetyków odpowiada
A jak na całą sytuację zareagowało Bio.teen? W rozmowie z Interia.pl, marka kosmetyków wyjaśnia, że jej produkty nie są przeznaczone dla dzieci, ale „dla młodzieży w wieku 16-24 lat, która sama podejmuje decyzje” i która do tej pory z entuzjazmem odbierała komunikację brandu. Ponadto zdaniem Bio.teen pomysły na „chwytliwe” hasła powstały z zamiarem „odzwierciedlenia życia młodzieży”.
– Zostały one stworzone w celach humorystycznych, ale także niosą w sobie przesłanie, że nikt nie powinien wstydzić się seksualności. Wierzymy i wyznajemy zasadę, że temat seksu nie powinien być piętnowany, a wręcz przeciwnie – że ludzie mają prawo do edukacji seksualnej – czytamy w cytowanej wypowiedzi Bio.teen.
PS. To nie pierwszy raz, kiedy marka kosmetyczna, usiłując trafić w humor młodych odbiorców, staje w ogniu krytyki. „Żartobliwa” i „przyciągająca uwagę” komunikacja firmy Latech również wywołała burzę w internecie, a linia kosmetyków SHOTS! opatrzona hasłami „Różowy w ch**” czy „pachnie jak ja pier****” mocno podzieliła konsumentów. – Decyzja zależy od nas samych, jak to odbieramy. Ja nie myślę o swoich produktach jako kontrowersyjnych, to są czyjeś odczucia – wyjaśnił wówczas właściciel marki.