Po drugie, ™ (czyli skrót od ‘trademark’) wcale nie oznacza, że znak został zarejestrowany. Na to wskazuje dopiero ®. Symbol ten powinien stanowić wręcz gwarancję, że znak został zarejestrowany, ponieważ na mylne oznaczenie „erką” decydują się nieliczni – bezpodstawne korzystanie z tego symbolu sankcjonowane jest przepisami karnymi.
Dlaczego więc warto zainwestować w ®?
Zobacz również
Zdarzają się osoby, które rezygnują z rejestracji znaku towarowego, opierając ochronę swojego oznaczenia na prawie autorskim lub innych przepisach. Jednakże prawo autorskie nie chroni samych słów (z wyjątkami), podczas gdy przecież słowo „Apple” lub „Millennium bank” można przedstawić graficznie na wiele sposobów. Dodatkowo słowny znak towarowy chroni przed cybersquattingiem. Ponadto dochodzą tu kwestie procesowe. W naszym prawie obowiązuje domniemanie, że każdemu jest znana treść bazy zarejestrowanych znaków towarowych. Jest to odwrócenie ciężaru dowodu, ponieważ w takim razie to pozwany musi udowodnić, że nie wiedział o rejestracji danego oznaczenia. Z kolei udowodnić to nie jest łatwo, szczególnie podmiotom profesjonalnym, które zobowiązane są do dochowania należytej staranności w takich wypadkach. Podczas gdy udowadnianie w ramach naruszenia prawa autorskiego, że jesteśmy autorami danego znaku czasami wymaga bardziej skomplikowanej „gimnastyki” procesowej. Jeżeli zaś planujemy budować legendę wokół naszego znaku, jak to robi np. Coca-Cola od 1886 r., powinniśmy zwrócić uwagę, że prawa autorskie do utworu wygasają 70 lat po śmierci twórcy. Z kolei ochrona znaku towarowego może być przedłużana w nieskończoność (ważne tylko żebyśmy pamiętali co 10 lat uiszczać opłatę za kolejny okres ochronny). Dodatkowo zarejestrowanie spółki o nazwie „XYZ” nie uprawnia do monopolu do takiej nazwy, co do zasady więc podmiot trzeci będzie mógł wprowadzić na rynek produkty o nazwie „XYZ” albo nazwać w ten sposób swój lokal.
Być może spotkaliście się również z określeniem “trademark squatters”? Takie zjawisko, a raczej takie osoby, są często spotykane przykładowo w ramach Kickstartera. Squattersi, kiedy widzą wyjątkowo popularną kampanię na Kickstarterze np. dotyczącą jakiego produktu, która zbiera kolejne setki tysięcy dolarów, rejestrują znak towarowy tożsamy z nazwą tego produktu. Następnie oferują „korzystne” warunki odkupienia takiego znaku towarowego właścicielowi kampanii, a jeżeli owa oferta nie zostanie przyjęta, grożą pozwem i zakazaniem używania danego oznaczenia.
Zarejestrowany znak towarowy „przydaje” się również w ramach eksportu/importu. Niewiele osób zapewne słyszało o ochronie własności intelektualnej na granicy. W takiej ochronie pomagają nam służby celne i jeżeli chcemy skorzystać z takiego uprawnienia, składamy do Dyrektora Izby Celnej w Warszawie odpowiedni wniosek o podjęcie działań przez organy celne w celu ochrony praw własności intelektualnej. Jeżeli w okresie obowiązywania ochrony przyznanej przez Dyrektora Izby w Warszawie, w wyniku kontroli celnej organ celny poweźmie uzasadnione podejrzenie, że towary naruszają prawa własności intelektualnej zatrzymuje te towary i zawiadamia o tym wnioskodawcę. Od dnia otrzymania takiego zawiadomienia wnioskodawca ma 10 dni roboczych na doręczenie organowi celnemu:
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
- dokumentów umożliwiających zniszczenie towarów pod kontrolą organów celnych bez konieczności ustalania, czy prawo własności intelektualnej zostało naruszone lub
- dokumentów potwierdzających wszczęcie postępowania mającego ustalić, czy prawo własności intelektualnej zostało naruszone (w uzasadnionych przypadkach można przedłużyć termin zatrzymania towarów o kolejne 10 dni).
W praktyce celnikom łatwiej namierzyć podrobiony znak towarowy niż np. plagiat, czyli naruszenie prawa autorskiego. Niewątpliwą zaletą jest względnie szybka procedura, towary są niszczone bez potrzeby prowadzenia żmudnych negocjacji czy postępowania przed sądem.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Rejestrując znak oraz dbając o jego rozpoznawalność (w czego zakres również wchodzi dbanie, aby zbyt dużo podobnych znaków nie było na rynku) budujesz również jego renomę. I nie jest to ładnie brzmiący frazes, ale osiągnięcie statusu renomowanego znaku towarowego ma realne skutki prawne. Przykładowo renomowane znaki są poza zasadą specjalizacji. Na czym polega ta zasada? Rejestrując znak towarowy, wskazujemy towary lub usługi, dla których ma być on chroniony (wskazanie następuje przez wybór odpowiednich klas z klasyfikacji nicejskiej – dla każdej, od 1 klasy do 45 klasy, przypisane są określone kategorie towarów i usług np. klasa 42 to SaaSy). W skrócie, uzależnienie zakresu ochrony znaku towarowego od towarów lub usług, dla których jest on rejestrowany, nazywamy zasadą specjalizacji. Skutek jest taki, że dwa identyczne znaki mogą zostać zarejestrowane na rzecz dwóch różnych podmiotów, ale dla różnych towarów. Renomowane znaki towarowe przełamują zasadę specjalizacji, a więc nie można używać w obrocie znaku identycznego lub podobnego do renomowanego znaku bez względu na to, jakich towarów lub usług dotyczy jego rejestracja. Do jego naruszenia wystarczy, że takie używanie może przynieść używającemu nienależną korzyść lub być szkodliwe dla odróżniającego charakteru bądź renomy znaku wcześniejszego. W kontekście „korzyści” i „szkodliwości” stopień podobieństwa przeciwstawianych znaków może być naprawdę niewielki. Przykład? Chociażby Lacoste i Kajman:
Czy są one podobne? Względnie. Sam sąd Unii Europejskiej stwierdził, że kolidujące ze sobą oznaczenia wykazują niewielkie podobieństwo wizualne, z uwagi na to, że przedstawienie gada z rzędu krokodyli jest wspólne dla obu oznaczeń i że szeroki krąg odbiorców zachowuje zwykle w pamięci jedynie niedoskonały obraz danego znaku towarowego (w obydwu przypadkach przedstawienia gada z rzędu krokodyli, ukazanego w profilu z zakręconym ogonem).
Podobny los spotkał właściciela znaku Pudel, któremu zarzucono wykorzystywanie odróżniającego charakteru znaku Puma oraz jego reputację.
Z zarejestrowanym znakiem towarowym wiążą się również różne możliwości finansowe. Oprócz oczywiście standardowej licencji udzielanej na rzecz osób trzecich czy aportowania znaku do spółki, może on stanowić zabezpieczenie długu. Przykładowo nie tak dawno Próchnik S.A. informował o zastawie rejestrowym, który został zarejestrowany na prawie ochronnym na słowno-graficzny znak towarowy „Adam Feliks Próchnik” do sumy zabezpieczenia 12.000.000 złotych.
Istnieją również przyczyny czysto praktyczne. Przykładowo zgłaszając Allegro, że na danej aukcji sprzedawany jest produkt naruszający prawo ochronne na znak towarowy, aukcja zniknie niemal natychmiast. Z kolei powoływanie się przed tym samym podmiotem i w tym samym przypadku na naruszenie praw autorskich czy oznaczenia firmy, najprawdopodobniej będzie nieskuteczne. Podobnie jest w przypadku Facebooka – powołując się na swój zarejestrowany znak towarowy, szybko możemy doprowadzić do blokady fanpage’a. Powoływanie się z kolei na inne prawa w celu blokady fanpage’a to karkołomna sztuka.
Oraz ostatnia, uważam, że najprostsza przyczyna – prewencja jest dużo prostsza i mniej kosztowna niż walczenie z kopistami. A tacy prędzej czy później się pojawią, jest to naturalny skutek sukcesu i rozpoznawalności. Jeżeli więc nie wierzymy w swój sukces, nie ma sensu rejestrowanie znaku towarowego.