Nie tylko Cannes – odcinek 9: Marki po wietnamsku

Nie tylko Cannes – odcinek 9: Marki po wietnamsku
Są kampanie, które wszyscy znają i kochają. Oglądamy je co roku w Cannes, czytamy o nich w Adweeku, a nawet w NowymMarketingu. Ale za granicą robi się też regularne kampanie. Regularne, ale nadal ciekawe, więc co drugi piątek piszemy właśnie o nich.
O autorze
1 min czytania 2019-02-01

Stało się. W Must Be Loud dzieje się naprawdę bardzo dużo i musimy ograniczyć „Nie tylko Cannes” do jednego artykułu w miesiącu. Do jednego, ale za to dobrego. Albo naszym zdaniem dobrego. Dzisiejszy będzie zupełnie egzotyczny, bo opowiemy o markach w Wietnamie. I jeśli pomyśleliście o barach i kuchni azjatyckiej, to szybko o tym zapomnijcie. Po pierwsze postrzeganie tego kraju wyłącznie przez pryzmat kulinariów to krzywdzący stereotyp, a po drugie mamy coś fajniejszego niż sajgonki.

Nie, nie otworzyliśmy jeszcze oddziału w Hanoi, ale nasz kolega i autor zdjęć Denis Trusov podczas swojego pobytu w Wietnamie zwrócił uwagę na bardzo ciekawe zjawisko – otóż marki w tym kraju mają wręcz rewelacyjne, zabawne, świeże i światowe nazwy. Sami zobaczcie.

See How Much I Love You

Ta nazwa nie spełnia większości kryteriów, jakie zazwyczaj stawiamy sobie przy wymyślaniu marek. Jest bardzo, bardzo długa i składa się z wielu słów. I chociaż nie sugeruje wprost kategorii, to niesie w sobie wszystkie emocje, jakie nami kierują przy zakupie kwiatów. A kategorię przecież i tak widać przez szybę.

LinkedIn logo
Na LinkedInie obserwuje nas ponad 97 tys. osób. Jesteś tam z nami?
Obserwuj

Bling Bling Sister

Słuchaj podcastu NowyMarketing

Nie, nie jedno „bling”, a właśnie dwa. Bo jak błyszczeć to porządnie. No i wielki szacunek za użycie przyjaznego słowa „sister” zamiast kolejnych „girl”, „she”, „lady” czy „woman”.

NowyMarketing logo
Mamy newsletter, który rozwija marketing w Polsce. A Ty czytasz?
Rozwijaj się

Le Beret

Nazwa trochę myląca, bo to nie sklep z czapkami, ale kawiarnia. Naszym zdaniem brąz i kształt „beretu” nad „b” są trochę ryzykownym połączeniem, zwłaszcza w kontekście gastronomicznym, ale może tylko nam się tak kojarzy.

Unicorn Kafe

W Warszawie też jest lokal o nazwie „Jednorożec”, ale nie taki.

Let’s Walk

Takie nazwy lubimy najbardziej. Siedzi w kategorii, mówi, co ma mówić, a że nie jest rzeczownikiem? Powtórzmy to sobie. Nazwa marki nie musi być rzeczownikiem. Może być każdą inną częścią mowy i to nawet lepiej i ciekawiej.

Must Have

Lubimy nazwy ze słowem „must”. Był kiedyś taki przesąd marketingowy, że konsumenci źle reagują na to słowo, na szczęście przesąd ten już dawno się przeterminował.

Nie znamy dobrze rynku wietnamskiego, ale w Hanoi tego typu nazwy można znaleźć dosłownie na każdym rogu. Wiadomo, że te marki nastawione są głównie na turystów i ekspatów, ale naszym zdaniem copywriting tu jest świeży jak kolendra w sklepie azjatyckim przy Hali Mirowskiej.