fot. pexels.com
Komunikują się dziwnymi pojęciami z jakiegoś technologicznego narzecza, co kolosalnie utrudnia codzienną współpracę z nimi i tak już zwątloną tym, że cały czas słuchają muzyki tak głośno, że nigdy nie rozumieją, co się do nich mówi, a czasem i pisze. Ale i tak najgorsze są te projekty – nigdy nie są zgodne z briefem i zawsze zza małym logo. Prędzej czy później obcowanie z projektantem, co zrozumiałe, może się stać nie do zniesienia. Ilości poprawek i problemy z komunikacją mogą przelać tę czarę czarnej jak ręce drukarza goryczy. Jeżeli z jakiegoś mniej lub bardziej ważnego powodu masz dosyć swojego grafika, chcesz mu dokopać i życzysz mu śmierci – dobrze trafiłeś. Niniejszy poradnik chętnie pomoże Ci, Drogi Czytelniku, w usunięciu tego osobnika z drogi do niewątpliwej chwały oraz mitycznego sukcesu.
Zobacz również
Podstawa: nigdy nie proś – zawsze wymagaj; nigdy nie chwal – zawsze krytykuj
Miłą i sympatyczną postawą wobec usługodawcy jeszcze nikt nic nigdy nie osiągnął. Wszak, kiedy klient płaci, to znaczy, że wymaga. Każdy człowiek rozumny i obyty posiada wyśmienity gust i smak, a zarazem dobrze wie, czego chce. To zrozumiałe. A nawet jeśli nie wie, to śmiało może spytać o zdanie kogoś z rodziny, kto już ten gust ma. Ta osoba zawsze doradzi i co najlepsze, nie weźmie ani grosza za cenną poradę. Natomiast w relacjach z projektantem graficznym najlepiej odpuścić sobie dysputy o gustach i wyrzucić ze słownika wszystkie grzecznościowe formułki. „Proszę”, „dziękuję” oraz „bardzo mi się podoba” nie doprowadzą do pożądanego efektu, szkoda więc tracić na nie czas. Warto natomiast pisać i dzwonić doń o najbardziej egzotycznych porach. Przecież i tak na pewno siedzi w nocy i poprawia to, co schrzanił w ciągu dnia. Graficy są również często przywiązani do swoich „małych arcydzieł”. Wszelka negatywna krytyka biorąca pod uwagę jedynie gust osoby ją wypowiadającej jest możliwie najlepszą informacją zwrotną. Praca grafika polega w pewien sposób na tym, by czytać innym w myślach.
Dobre projekty powstają długo i są droższe
Jeżeli naprawdę chcesz się pozbyć swojego projektanta, odwróć całe powyższe zdanie. Powiedz, że chcesz coś szybko i niedrogo – i patrz, jak blednie. Jest to jednocześnie bardzo dobra strategia przy wycenie pracy. Głośne uwagi o cenie i czasie, który należy poświęcić na realizację projektu, zawsze umilą grafikowi popołudnie. Nie popadajmy jednak w przesadę. Sugestia, że stworzenie dobrego layoutu to kwestia paru kliknięć, może już doprowadzić do rękoczynów, dlatego odradzam tę drogę prowadzenia argumentacji. Kiedy jednak trafimy na desperata, który podejmie się wykonania takiego projektu, należy żądać, aby realizacja miała pożądany „efekt WOW”. Co to w praktyce oznacza? Na widok jego pracy niewierni mają się nawracać, brzydcy mają stać się pięknymi, a konfetti ma się sypać przez całą zimę. Zamiast śniegu.
Żądaj od grafika wiele wersji jednego projektu…
…bo najlepiej wiemy, co jest dobre, kiedy to zobaczymy na własne oczy. Nikt nie chce kupować kota w worku. Zobrazujmy tę sytuację takim przykładem. Powiedzmy, że idziemy do krawca uszyć sobie marynarkę na miarę. To oczywiste, że ten przygotuje nam osiem różnych opcji, żebyśmy mogli wybrać to, co najlepiej do nas pasuje, i tę najlepszą marynarkę kupić. Kto tak nie robi?! Wiąże się z tym jeszcze jedna ważna kwestia. Ilość poprawek, które można wprowadzać do projektu, powinna być nielimitowana. Grafik nie powinien również żądać od nas większej zapłaty za to. Projekt, który wyjdzie spod jego ręki, musi nam odpowiadać w stu procentach – czyż nie? Nie zapominaj także o punkcie pierwszym – uwagi na temat projektów winny posiadać formę jak najbardziej ogólnikową i niepochlebną. Zalecane sformułowania: „Nie trafia to do mnie”, „Zrób tak, jak mi się wydaje”, lub zawsze adekwatne: „Totalnie nie została złapana moja wizja – miało być romantycznie, ale z nadzieją”.*
#PolecajkiNM cz. 32: czego szukaliśmy w Google’u, Kryzysometr 2024/25, rynek dóbr luksusowych w Polsce
„Będziesz miał do portfolio”
Zdanie-knockout. Nie ma chyba nic bardziej irytującego (może poza zawieszającym się InDesignem albo Photoshopem w trakcie pracy) niż żądanie, żeby człowiek żyjący ze swoich artystycznych umiejętności, na które poświęcił lata ćwiczeń, zrobił coś dla Ciebie/Twojej firmy za darmo. Użycie tego zdania będzie zawsze wysoko premiowane (prawie tak jak słynne „Zrób mi większe logo”) i na pewno uda Ci się trafić na najczarniejszą listę nienawiści projektanta, w stosunku do którego go zastosujesz. Oczywiście zdarzają się marki, dla których designerzy zrobiliby coś „do portfolio”. Ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu przeważnie marki te – na szczęście – chcą płacić. Warto zatem pamiętać, że designerzy w odróżnieniu od innych ludzi nie płacą podatków, nie wykupują ubezpieczeń, nie mają własnych mieszkań, a projekty robią w kafejkach internetowych – przecież w końcu to parę kliknięć.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Wyfotoszopować. Wszystko
Tę część poradnika poświęćmy na aspekty techniczne pracy designera. Postawmy sprawę jasno – wszystkie materiały graficzne wysyłamy w Wordzie. Jak działa w Wordzie, to zadziała wszędzie, format ten jest uniwersalną formą transferu danych graficznych. Program pozwala również na wiarygodną, organoleptyczną ocenę rozdzielczości pliku. Jak ładnie wygląda na ekranie smartfona, to znaczy, że jest dobrze. Następną kwestią jest rozmiar czcionki („font?” – nie słyszałem) i wielkość „logosków”. Wszystko ma być maksymalnie wielkie, żeby każdy widział. Jak jest małe, to nie widać i nie wiadomo, o co chodzi. Kwestia kolorystyki jest tematem szerokim i podlega wielu zmiennym. W tym przypadku posłużmy się kodem zaproponowanym przez Marcina Wicha, w książce Jak przestałem kochać design: zielony – ekologiczny, żółtego nie widać, różowy – hi, hi, czerwony – precz z komuną, fioletowy to ciemnoróżowy, beżowy – brudny, szary – szary, brązowy – gówno, czarny – smutny. Najlepiej poprosić o kolory pastelowe, są najbezpieczniejsze. Co do fotografii – wszystkie powinny być skradzione z przeglądarki Google (po co mnożyć koszty?) i zostać wyfotoszopowane. To narzędzie działa cuda. I ostatnia zasada, chyba najważniejsza – sprzedają trzy rodzaje zdjęć odpowiednio dopasowane do produktu lub usługi. A są to kobiece piersi, małe pieski, ewentualnie małe dzieci. Czasami luksusowy samochód, ale to już rzadziej.
Szanowny Czytelniku, powyższy tekst to farsa, a jego podstawowym celem jest pokazanie palety pewnych problemów, z którymi każdy projektant i klient, prędzej czy później, musi się zmierzyć. Hiperboliczna forma została użyta celowo – aby zwrócić uwagę na kłopotliwe sytuacje, mogące zaistnieć w relacjach z projektantem. Być może taka właśnie forma pomoże nam w wygodniejszej komunikacji i zrozumieniu wzajemnych potrzeb i celów. Jeżeli jednak jest to nadal niezrozumiałe, to najmocniej przepraszam. I jak to powiedział główny bohater Lotu nad kukułczym gniazdem – „At least I tried”.
* Po więcej inspiracji zapraszam na facebookowy fanpage: „Brief – co znosi psychika grafika”.