Zdjęcie royalty free z Fotolia
A z drugiej strony – mnoży się ilość “crowdyzmów”, które następnie funkcjonują w świadomości jako ładnie brzmiące, ale puste w środku neologizmy.
Zobacz również
Jeff Howe, twórca pojęcia crowdsourcingu i autor pierwszej pracy poświęconej tej tematyce (nie licząc “The Wisdom of Crowds” Jamesa Surowieckiego), stworzył zarys typów i odmian tego zjawiska:
- Crowd Creation to ta forma crowdsourcingu, która wydaje się dziś najbardziej reprezentatywna. To zmaterializowany talent, jaki generują ludzie w tłumie – razem bądź osobno, w ramach otwartego zlecenia lub też sami z siebie. W ten sposób powstał Linux, Wikipedia, iStockphoto, ale i tysiące filmów, grafik, logo i stron WWW dla większych i mniejszych marek.
- Crowd Voting, przejawiający się samoistnie pod postacią wszelakich mechanizmów rodzaju “like-dislike” pod cyfrową treścią lub w formie zorganizowanej, np. jako głosowanie nad nazwą dla marki samochodu czy też wyborem prelegentów i tematów konferencji.
- Crowd Wisdom, czyli “mądrość tłumu”, będąca synergicznym efektem zebrania i zestawienia wielu pojedynczych sądów i opinii, w celu rozwiązania jakiegoś problemu, przygotowania prognozy czy po prostu pozyskania insightów.
- Crowd Funding (w taki sposób zapisywał to wówczas Howe), dziś postrzegany często jako odrębne, definiowane niezależnie od crowdsourcingu zjawisko.
Ta typologia nadal pozostaje aktualna, choć każda z odmian wydaje się dziś bardziej pojemna niż wówczas, a był to rok… 2006. Przez ostatnie 8 lat najważniejsze podmioty w branży: portal Crowdsourcing.org, intelektualny powerhouse, jaki stanowi wydarzenie i społeczność Crowdsourcing Week oraz – last but not least – sam Tłum, wygenerowały mnogość pomniejszych “crowdyzmów”, ukrywanych pod zbiorczą nazwą “crowdsourcing”. Te ważniejsze z nich to:
- crowdcasting – łączenie broadcastingu z crowdsourcingiem, czyli np. konstruowanie ramówki programowej radia z pomocą słuchaczy lub w zupełności przez nich samych.
- crowdsearching – mobilizujący tłum do wspólnego szukania z użyciem właściwych aplikacji zaginionych osób, zwierząt lub przedmiotów (niedawno za pośrednictwem portalu Digital Globe cyfrowy tłum skupił się na poszukiwaniach zaginionego lotu MH370 z Malezji).
- crowdworking / microwork / microtasks / cloud labour – wykonywanie drobnych czynności (np. segregowania plików, wpisywania etykietek), które byłyby zbyt pracochłonne dla jednej czy nawet kilku osób, ale nie dla tłumu.
- crowd reviews – czyli agregowanie recenzji albumów, filmów, gier, tworzonych przez użytkowników, a nie profesjonalny mainstream.
Dorzucając do tych “crowdyzmów” jeszcze tak szerokie i być może dla wielu enigmatyczne pojęcia jak collaboration i sharing economy, open innovation, co-creation, można mieć przed oczami nadmierną komplikację i przewagę nazw nad opisami, które sensownie wyjaśniałyby co to za “crowd” i jaki “(out)sourcing”. Widać jak wiele wysiłku wymaga systematyzacja wiedzy o crowdsourcingu we własnym zakresie i mówię to z perspektywy osoby zajmującej się tą dziedziną na co dzień.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
Tym większa szkoda, że opracowanie Deloitte’a Tech Trends 2014: Inspiring Distruptions przeszło w naszym kraju bez większego echa. Obok rozdziałów poświęconych coraz popularniejszym wearables, cognitive analytics czy dalszemu zastosowaniu technologii cloud computing w przedsiębiorstwach, znaleźć można sekcję skupioną w całości na rosnącej roli crowdsourcingu, a w niej – zupełnie świeżą i różną od dotychczasowej typologię. Deloitte bowiem nie bawi się w neologizmy, tylko stara się ująć crowdsourcing w sposób opisowy i do bólu funkcjonalny. Wyróżnia trzy jego zasadnicze nurty:
Słuchaj podcastu NowyMarketing
- Crowdsourcing prosty, skoncentrowany na drobnych zadaniach (Simple, task-oriented crowdsourcing). Można go sparować z wymienionym wyżej crowd labour / crowdworkingiem, wykonywanym najczęściej za pośrednictwem takich platform jak Mechanical Turk Amazonu, Gigwalk oraz TaskRabbit. Jest źródłem zdalnej pracy przy uciążliwych i rutynowych czynnościach, nie wymagających wysokich kwalifikacji: wprowadzaniu danych, tagowaniu zdjęć, segregowaniu plików lub weryfikacji cen w sklepie. Dla tłumu wiąże się z łatwym (choć nieznacznym) zarobkiem i dowolnością w dobrze zadania oraz jego zakresu. Po stronie przedsiębiorstwa to przede wszystkim oszczędność czasu i pieniędzy, wynikająca z efektu skali.
- Crowdsourcing złożony, oparty na doświadczeniu (Complex, experience-based crowdsourcing). To zadania złożone, wymagające unikalnych umiejętności, oparte w mniejszym stopniu na potencjale ilościowym, a w większym na potencjale jakościowym – na talencie inżynierów, naukowców, designerów i artystów, którzy stanowią bardziej wyspecjalizowany segment tłumu. W ten sposób firma może pozyskać dobrą nazwę, logo czy nawet całą tożsamość wizualną, współpracując równocześnie z dziesiątkami designerów na platformie crowdSPRING czy crowdsourcując SEO i copywriting na oDesk, a nawet przyszłość swojego biznesu, poprzez predictive analytics prowadzone przez armię ekspertów na Kaggle. Experience-based crowdsourcing to nie tylko łatwy dostęp do niezwykle wyspecjalizowanych usług, ale nowa szansa dla freelancingu, dzięki platformom kojarzącym zlecenia i talent w jednym miejscu.
- Crowdsourcing elastyczny, generujący pomysły (Open-ended, idea generating crowdsourcing). Ten nurt skupia się w szczególności na tworzeniu pomysłów i innowacji produktowych. Można dziś dostrzec tendencję do zawierania partnerstw między dużymi markami a platformami pokroju Quirky, IdeaConnection czy InnoCentive. Te pierwsze już nie tylko zlecają tłumowi twórcze rozwiązanie problemów natury R&D, zapewniając nagrody pieniężne, ale coraz częściej udostępniają np. swoją bibliotekę patentów, aby usprawnić proces i często dać się zaskoczyć nowatorskimi pomysłami.
Jako trzy pomniejsze modele, bo dopiero stopniowo nabierające jakiegokolwiek zastosowania dla biznesu, Deloitte wyróżnia:
- Finansowanie przez tłum / społecznościowe (crowdfunding), czyli organizowaną na platformach takich jak Kickstarer czy IndieGoGo, zdemokratyzowaną metodę pozyskiwania kapitału na realizację pomysłów i produktów od właściwych konsumentów,
- Collaborative consumption (czy też Sharing Economy), oparte na współdzieleniu przez tłum pewnych zasobów czy prościej – użyczaniu sobie auta (w pewnym sensie polskie BlaBlaCar) albo miejsca na nocleg (Airbnb, oferujące znacznie bardziej zorganizowaną formą couchsurfingu).
- Współdzielenie informacji, wiedzy i pomysłów (crowd contribution lub shared knowledge), przyjmujące formę Wikipedii i wszelkich innych organizmów Wiki-podobnych (dedykowanych zespołom muzycznym, serialom oraz grom wideo, pośród wielu). Do tej kategorii przynależą także portale takie jak Reddit, Digg i Stumble Upon (ich polski odpowiednik to popularny Wykop.pl) oraz Quora czy Slideshare.
Taka typologia może wydawać się nieco przytłaczająca, ale z pewnością uzmysławia nam, w jak wielu obszarach obecny jest dziś crowdsourcing – nawet jeżeli nie nazywany explicite w ten sposób. I będzie go z pewnością coraz więcej i w coraz większej liczbie odcieni – może pod postacią kolejnych “crowdyzmów”, a może w formie nawet nienazwanych czynności, w których instynktownie partycypujemy. W takich okolicznościach nazwy grają rolę drugorzędną – bardziej niż kiedykolwiek liczy się natomiast działanie i jego skutek.
Autor: Bartosz Filip Malinowski, research fellow w MillionYou, współzałożyciel WE the CROWD