Uwaga: Do rozdania mamy 3 egzemplarze książki. Pytanie konkursowe pojawi się jutro w naszym newsletterze. Bądźcie czujni!
O książce
Zobacz również
Brian Solis, analityk cyfrowy i jeden z czołowych futurologów, w swojej codziennej pracy skupia się głównie na oswajaniu przełomowych innowacji, aby pomóc liderom zrozumieć trendy w rozwoju technologii, rynków i człowieka, inicjować zmiany i napędzać szeroko pojęty wzrost. Opracował szereg technik, ćwiczeń i eksperymentów myślowych, które pomagają ujarzmić chaos, sprawnie opanować sztukę odgradzania się od stale ewoluujących niepożądanych bodźców i pozbyć się złych nawyków. W swojej książce Siła koncentracji pokazuje, jak możemy nauczyć się m.in.:
- identyfikować źródła rozkojarzenia oraz skupiać uwagę na kreatywnych i produktywnych działaniach,
- opierać się manipulacjom, które prowadzą do uzależnienia od technologii cyfrowych,
- uwolnić się od prokrastynacji i wprowadzać rutyny, które sprzyjają realizacji celów,
- wydłużać czas koncentracji uwagi i efektywnie ją regenerować.
Wbrew pozorom jego książka nie jest tyradą na temat naszej toksycznej relacji z technologią. To bardziej przewodnik, który ma pomóc nam przywrócić nasze umysły do równowagi, odciąć się od nadmiaru rozpraszających bodźców i ponownie rozbudzić w sobie kreatywność.
Solis bazuje na własnych badaniach i doświadczeniach zawodowych oraz licznych rynkowych case studies, ale także odwołuje się do najnowszych teorii dotyczących naszej wydajności i produktywności. Na kartach Siły koncentracji znajdziemy m.in. nazwisko Mihaly Csikszentmihalyi i jego teorię stanu przepływu, w którym nasze zdolności umysłowe i fizyczne sięgają zenitu, a mózg przyswaja więcej informacji na sekundę, czy wnioski z badań profesora Cala Newporta z Uniwersytetu Georgetown na temat pracy głębokiej i umiejętności przełączania się między powierzchownym a głębokim zaangażowaniem w wykonywane zadanie.
Movember/Wąsopad: jak marki zachęcają do profilaktyki męskich nowotworów [PRZEGLĄD]
O autorze
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Brian Solis należy do grupy czołowych futurologów i specjalistów antropologii cyfrowej na świecie. Nazywa się go „jednym z najwybitniejszych analityków cyfrowych naszych czasów”. Jest też światowej sławy mówcą i wielokrotnie nagradzanym autorem siedmiu bestsellerów, takich jak What’s the Future of Business oraz The End of Business as Usual.
Solis poświęcił swoje życie zawodowe badaniu tzw. technologii dysrupcyjnych, zgłębianiu ich wpływu na świat biznesu oraz przyglądaniu się temu, jak technologia kształtuje zachowania i normy społeczne. W swojej pracy skupia się na oswajaniu przełomowych innowacji, aby pomóc liderom zrozumieć trendy w rozwoju technologii, rynków i człowieka, prosperować, inicjować zmiany i napędzać szeroko pojęty wzrost.
Doradza wielu wiodącym markom, znanym osobistościom, takim jak np. Oprah Winfrey, Shaquille O’Neal czy Ashton Kutcher, oraz ponad 1000 startupów z różnych zakątków świata. W internecie śledzi go ponad 700 tysięcy osób.
Fragment książki
Wielozadaniowość może mieć następujące negatywne skutki:
Trwoni twój czas, uwagę i energię. Nawet jeśli udaje ci się ukończyć jakieś zadania, twoja produktywność, poziom zaangażowania i jakość pracy są zwykle obniżone. Jak zademonstrował w swoich badaniach nieżyjący już Clifford Nass z Uniwersytetu Stanforda, ludzie wykonujący jednocześnie wiele zadań wykazują mniejszą zdolność koncentrowania uwagi, zapamiętywania i zarządzania zadaniami niż osoby, które skupiają się wyłącznie na jednym zadaniu.
Obniża jakość twojej pracy. Wydaje ci się, że jesteś mistrzem wielozadaniowości? Brawo! Z różnych raportów wynika, że prowadzenie dwóch, trzech czy czterech projektów jednocześnie trwa dłużej, niż gdyby pracować nad nimi osobno. Eksperci szacują, że straty produktywności u wielozadaniowców wynoszą nawet 40%. Jeśli nie zależy ci na jakości, możesz wykonywać wiele zadań jednocześnie, i to w szybkim tempie, ale w rezultacie cierpi na tym twoja produktywność i wartość efektów twojej pracy, ponieważ działasz powierzchownie. Za każdym razem, gdy odwracasz uwagę od bieżącego zadania, potrzebujesz coraz więcej czasu, by do niego powrócić i osiągnąć optymalny poziom efektywności. Niektórzy nie potrafią się z tym pogodzić, więc cierpią katusze (to ja), a innych zadowalają przeciętne wyniki, znacznie poniżej standardów.
Sprawia, że popełniasz więcej błędów. Czy to drobne literówki, czy niewyjaśnione błędy logiczne, przypadkowe pomyłki zdarzają się we wszystkim, co robisz, ponieważ nadmiernie obciążasz korę przedczołową, odpowiedzialną za zdolność krytycznego myślenia.
Zubaża procesy intelektualne i afektywne. Jednym z efektów ubocznych wielozadaniowości jest tzw. skanowanie tekstu. Według Maryanne Wolf z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles kiedy mózg skanuje tekst, „nie mamy czasu, aby odczytać niuanse przekazu, zrozumieć ukryte w nim emocje lub dostrzec jego piękno”. Osłabiając swoje procesy intelektualne i afektywne, upośledzamy zdolność przyswajania wiedzy, pojmowania złożoności zjawisk, rozumowania analogicznego i wyciągania wniosków, myślenia krytycznego i perspektywicznego oraz okazywania empatii. Psycholożka Patricia Greenfield, również z Uniwersytetu Kalifornijskiego, ostrzega, że będziemy przeznaczać coraz mniej czasu i uwagi na spokojne, wymagające skupienia, głębokie czytanie. Wielozadaniowość „uniemożliwia ludziom dogłębne zrozumienie informacji” – podsumowuje badaczka.
Powoduje stres. Przełączając się między zadaniami, wprowadzasz się w stan wysokiej gotowości, co oznacza, że cały czas pozostajesz w napięciu, a to zdecydowanie nie sprzyja kreatywności. Zamiast tego wzrasta tętno i uruchamia się produkcja kortyzolu, nazywanego hormonem stresu. Presja powoduje, że zaczynasz odczuwać niepokój zarówno w trakcie wykonywania zadań, jak i pomiędzy nimi. Funkcjonowanie w takich warunkach może z czasem doprowadzić do chronicznego stresu, zaburzeń samooceny, a nawet depresji.
Odbiera ci cenne momenty życia. Przez wielozadaniowość omija cię mnóstwo małych, ale niezmiernie ważnych rzeczy. Kiedy idąc ulicą, rozmawiasz przez telefon lub wysyłasz wiadomości, nie dostrzegasz piękna otaczającego cię świata. Robienie zdjęć i nagrywanie filmów może co prawda uchwycić obrazy, ale niekoniecznie oznacza, że te doświadczenia oddziałują na twoje emocje. Tak zwana ślepota pozauwagowa uniemożliwia mózgowi przetwarzanie doświadczeń, które stanowią inspirację dla procesów myślowych i twórczych. Poza tym, skoro nad każdym zadaniem pracujesz dłużej, pozostaje ci niewiele czasu na zabawę i inne przyjemności.
Wpływa niekorzystnie na pamięć. Czy zdarza ci się w trakcie rozmowy tracić wątek albo zapominać proste słowa? Czy stajesz czasami bezradnie i pytasz siebie: „Co ja zamierzałem zrobić?”. Przełączanie się między zadaniami zaburza pamięć krótkotrwałą27. Badanie przeprowadzone w 2016 roku28 wykazało, że wielozadaniowcy mają słabszą pamięć roboczą (zdolność tymczasowego przechowywania informacji niezbędnych do wykonania zadania) oraz długotrwałą (zdolność przechowywania i przywoływania informacji przez dłuższy czas). Z innych badań wynika, że kiedy ktoś lub coś odwraca naszą uwagę od zadania, mamy tendencję do natychmiastowego zapominania związanych z nim szczegółów.
Rujnuje kreatywność. Tak jak RAM (random access memory, pamięć o dostępie swobodnym) w twoim laptopie daje ci szybki dostęp do bieżących stron i zakładek, tak nasza własna pamięć robocza umożliwia nam wykonywanie kilku zadań jednocześnie. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Illinois w Chicago wykazały, że przeskakiwanie z zadania na zadanie wyczerpuje ograniczone zasoby tej pamięci i pozbawia nas energii niezbędnej do podejmowania kreatywnych przedsięwzięć. Jesteśmy dosłownie wyczerpani. Co gorsza, nigdy nie udaje nam się żyć chwilą. Nie dajemy sobie twórczej swobody eksplorowania i wykorzystywania pojawiających się możliwości. Coś, co fachowo nazywa się pozostałością uwagi, nigdy nie pozwala nam zacząć od czystego płótna. Bardzo często, pracując nad nowym zadaniem, wciąż myślimy o poprzednio wykonywanej czynności.
Obniża IQ. W badaniu przeprowadzonym na Uniwersytecie Londyńskim zademonstrowano, że wielozadaniowość nie tylko nas spowalnia, ale też obniża nasz iloraz inteligencji. Podczas wykonywania zadań natury poznawczej wielozadaniowcy wykazywali obniżone wartości IQ, porównywalne do efektów bezsennej nocy lub palenia marihuany. U mężczyzn pracujących w trybie wielozadaniowym wartości te mieściły się w przedziale typowym dla ośmioletniego dziecka!
Pogłębia rozkojarzenie. Założę się, że doskonale znasz ten scenariusz: pracujesz nad zadaniem, w pewnym momencie postanawiasz sprawdzić aktualności w mediach społecznościowych, twoją uwagę przyciąga jakiś link, otwierasz go i niepostrzeżenie mija pół godziny. Wpadłeś w wirtualną czarną dziurę. Odkryto, że wielozadaniowcy wykazują zwiększoną tendencję do ulegania rozkojarzeniu. Twoje uzależnienie się pogłębia.
Niszczy związki. Niezależnie od tego, czy jesteś w towarzystwie ukochanej osoby, przyjaciół, kolegów z pracy, menedżerów, czy nauczycieli, jeśli wielozadaniowość zaburza twoje zaangażowanie w interakcję z drugą osobą, twoje zachowanie mówi: „Jestem tu z tobą tylko częściowo”. To zjawisko określa się często mianem technoferencji, która jest sygnałem dla twojego rozmówcy, że nie traktujesz go priorytetowo. Nawet jeśli nie zerkasz na telefon w trakcie rozmowy, nie jesteś w stanie utrzymać skupienia, a twoje myśli błądzą w różnych kierunkach. Wyłączna uwaga, aktywne słuchanie i ofiarowanie całego siebie to wartości, które definiują relacje. W dzisiejszych czasach wyjątkowo o nie trudno i właśnie dlatego są tak szczególne.
Wysysa energię. Koszty poznawcze to tylko część strat, które ponosisz przez wielozadaniowość. Są też koszty fizjologiczne i emocjonalne. Wydatkujesz olbrzymie ilości energii i wyczerpujesz zapasy utlenionej glukozy zgromadzone w mózgu. Zużywasz paliwo, którego potrzebujesz, żeby się skupić.
Może być niebezpieczna. Im częściej pracujesz w trybie wielozadaniowym, tym szybciej staje się to twoją drugą naturą. Wielozadaniowość zaczyna przypominać oddychanie. Nie myślisz, jakie wiążą się z nią niebezpieczeństwa, co wyjaśnia, dlaczego tak wiele osób korzysta z telefonu podczas prowadzenia samochodu. Być może należysz do grupy nieco bardziej odpowiedzialnych kierowców i sprawdzasz telefon dopiero po zatrzymaniu się na czerwonym świetle. Ale wciąż prowadzisz i poruszasz się „pod wpływem”. Nawet chodzenie staje się niebezpieczne. Badanie przeprowadzone w Nowym Jorku wykazało, że w 20% przypadków potrąceń nastolatków na przejściach dla pieszych ofiary podczas przechodzenia przez jezdnię korzystały z urządzeń elektronicznych. Warto zaznaczyć, że sprawcami wypadków są często, jak na ironię, kierowcy nazywani smartfonowymi zombie35. Odszukaj w Google liczbę incydentów drogowych z udziałem smartfonowych zombie. Albo jeszcze lepiej – zobacz niektóre z tych wypadków na YouTubie. Jestem ciekaw, jak szybko cię zemdli.
Może uszkadzać mózg. Zespół badawczy z Uniwersytetu Sussex wykorzystał obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego do porównania struktury mózgu wielozadaniowców i uczestników w grupie kontrolnej. U osób pracujących wielozadaniowo wykazano obniżoną gęstość istoty szarej, szczególnie w obszarze przedniej części zakrętu obręczy. Przyznaję, że musiałem sprawdzić, o co chodzi. Okazuje się, że jest to obszar mózgu odpowiedzialny za odczuwanie empatii oraz kontrolę poznawczą i emocjonalną. Masz skłonność do wyolbrzymiania? A może wręcz przeciwnie, trudno jest skłonić cię do adekwatnej reakcji? Choć IQ jest niebywale istotnym czynnikiem sukcesu, inteligencja emocjonalna (EQ) jest równie ważna. W badaniu przeprowadzonym przez firmę konsultingową TalentSmart przetestowano ponad milion pracowników i odkryto, że 90% osób osiągających najlepsze wyniki ma wysokie wskaźniki EQ. Wielozadaniowość wpływa niekorzystnie na IQ, a jeśli odpowiednio interpretujemy wyniki rezonansu, to samo może dotyczyć inteligencji emocjonalnej.
Sami jesteśmy sobie winni
Smutna prawda jest taka, że skłonność do ulegania rozpraszającym bodźcom stała się jedną z naszych wartości. Jest czymś pożądanym i zdaje się sprawiać nam przyjemność. Joshua Rothman, redaktor „New Yorkera”, twierdzi nawet, że jest postrzegana jako nowa kompetencja, z której, prawdopodobnie, jesteśmy podświadomie dumni.
Dlaczego chcemy ulegać rozkojarzeniu? Atrakcyjność dystraktorów jest bardzo często produktem ubocznym naszej niechęci do zmierzenia się z codziennymi problemami, z których istnienia możemy nawet nie zdawać sobie sprawy.
Blaise Pascal, francuski matematyk, fizyk, wynalazca, pisarz i autor licznych popularnych sentencji, celnie zauważył, że „Wszystkie ludzkie nieszczęścia biorą się stąd, że człowiek nie potrafi usiedzieć cicho sam w pokoju”. W dzisiejszych czasach wmawiamy sobie jednak, że takie sam na sam ze sobą spotęgowałoby nasze skupienie się na bieżących problemach i sprawiło nam jeszcze większy ból. Cóż za ironia.
Niektórzy eksperci utrzymują, że dystraktory są pożądanym elementem codzienności, ponieważ stanowią tymczasową ucieczkę od konieczności zmierzenia się z trudnym zadaniem lub osobistymi bolączkami: samotnością, strachem, zwątpieniem, nienawiścią do siebie i poczuciem zagubienia. Nie pomaga też fakt, że wiele osób po prostu nie lubi swojej pracy.
Dystrakcja to swoista ucieczka.
Matthew B. Crawford, współautor książki The World Beyond Your Head: Becoming an Individual in an Age of Distraction, proponuje jeszcze inne wyjaśnienie. Sugeruje, że u podstaw naszej uległości wobec rozpraszających bodźców leży niekontrolowana potrzeba autonomii. „Posunęliśmy się za daleko; jesteśmy uzależnieni od poczucia wyzwolenia” – twierdzi Crawford. Jego zdaniem konieczność robienia czegokolwiek wyzwala w nas poczucie zniewolenia. Uleganie dystraktorom jest zatem sposobem na przejęcie kontroli; to ucieczka, chęć zademonstrowania własnej autonomii, która daje nam fałszywe, krótkotrwałe wrażenie wolności.
Nie jest łatwo zorientować się, że to robimy. Ja z całą pewnością nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się ze mną działo – nie dostrzegałem, jak bardzo uzależniłem się od cyfrowych rozpraszaczy. A skoro nie wiedziałem, że coś mi dolega, nie mogłem znaleźć lekarstwa. Nie byłem w stanie odzyskać swojej dawnej kreatywności i prawdziwego szczęścia, skoro w ogóle nie czułem, że je utraciłem.
Znacznie łatwiej jest dawać rady, niż je przyjmować, ale wciąż łatwiej jest je przyjmować, niż z nich korzystać. Przyznanie się do tego, że z naszym życiem coś jest nie w porządku, powoduje dyskomfort, nawet ból, a to automatycznie uruchamia w nas mechanizm obronny.
Wiedzeni okrutną, pokrętną logiką, próbujemy ochronić się przed trudnymi uczuciami, co niejednokrotnie prowadzi do zaprzeczania problemom. A to przychodzi nam z łatwością, ponieważ wszystkie technologiczne rozpraszacze zostały zaprojektowane tak, aby wydawały się pożyteczne i nieszkodliwe. Cóż złego może być w dzieleniu się zdjęciami z przyjaciółmi? A powiadomienia? Dzięki nim zawsze jesteśmy dobrze poinformowani. Wolimy wiedzieć, że na trasie, którą jeździmy do pracy, wydarzył się wypadek. A jeśli nasze dzieci są w szkole, z całą pewnością powinniśmy mieć przy sobie włączony telefon. Przecież ktoś może napisać wiadomość, że nasza pociecha się rozchorowała. I tak dalej, i tak dalej.
Dopiero gdy spojrzałem prawdzie w oczy i przyznałem, że mam problem, zacząłem powoli odkrywać przyczyny mojej obsesyjnej wielozadaniowości i nieuświadomionego uzależnienia od technologii. Dotarło do mnie, jak bardzo ta sytuacja rzutowała na moją pracę i relacje z ludźmi. To właśnie wtedy obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby uzdrowić swoje życie. Świadomość jest przebudzeniem. Niewykluczone, że jesteś w podobnej sytuacji. Być może powtarzasz sobie, że twoje rozkojarzenie w niczym ci nie przeszkadza. Być może wciąż udaje ci się całkiem nieźle łączyć pracę z pielęgnowaniem relacji. Jednak mam dla ciebie radę. Nie pozwól, by problem niepostrzeżenie rozrósł się do skali poważnego kryzysu, tak jak w moim przypadku. Pomyśl o tym w ten sposób:
Załóżmy, że od roku twój samochód co jakiś czas zdradza niepokojące objawy. Zdarza się, że silnik gaśnie bez powodu podczas parkowania albo kiedy zatrzymujesz się na światłach. Myślisz: „Dziwne”, ale przecież wystarczy przekręcić kluczyk lub wcisnąć guzik i samochód znowu zapala. Więc jeździsz nim dalej, bo jesteś zbyt zajęty, żeby zabrać auto na przegląd do mechanika. Zawsze w biegu, zawsze gdzieś musisz dojechać, a to przecież tylko drobna niedogodność; na długiej liście twoich priorytetów są inne, zdecydowanie ważniejsze rzeczy.
Wyobraź sobie jednak, że samochód zaczyna odmawiać posłuszeństwa za każdym razem, gdy się zatrzymujesz.
Jesteś w drodze na najważniejsze wydarzenie w swoim życiu, a silnik jak na złość gaśnie na każdych światłach i przy każdym znaku stop. Ogarnia cię skrajna bezsilność. Przecież musisz dotrzeć na to wydarzenie! Cóż, pozostaje wyrzucać sobie, że nie dało się samochodu do naprawy.
Troska o ciało i umysł musi być dla nas priorytetem; jeśli nie będziemy o nie dbać, mogą nas w pewnym momencie zawieść. A kto wie, jakie wspaniałe doświadczenia mogą nas wtedy ominąć.
Możemy odzyskać skupienie
Za każdym razem, kiedy budzisz się z postanowieniem zmiany swojego życia na bardziej optymistyczne i produktywne, ale nie towarzyszy temu determinacja i zupełnie nowe nastawienie, w istocie zaczynasz swój dzień tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Tkwisz w pułapce rutyny, a twoim życiem i twoją przyszłością rządzą dawno ukształtowane zachowania i przekonania. Nigdy nie uda ci się prawdziwie ruszyć naprzód bez świadomego wysiłku. Możesz co najwyżej optymalizować swój obecny paradygmat. Każdego dnia utrwalamy swój zaprogramowany schemat. Możemy albo zdać sobie sprawę z naszych zachowań i z tego, jak one na nas wpływają, albo zachować status quo.
Tak, nasza zdolność tworzenia i głębokiego myślenia padły ofiarą cyfrowego kapitalizmu. Ale teraz masz już świadomość, w jaki sposób twój umysł jest atakowany i poddawany manipulacji. Stoisz na rozdrożu. Wszystko, co zrobisz od tej chwili, jest wyłącznie twoim wyborem. Możesz sprawić, że FOMO zacznie znaczyć finally over missing out (w końcu mam gdzieś, czy coś mnie omija). Świadomość to punkt startowy, w którym zaczyna się podróż do zdrowszego, uważnego i fantastycznie kreatywnego życia.
Nie pojawiłeś się na tym świecie po to, aby obce osoby musiały potwierdzać wartość twojego istnienia. Jesteś ważniejszy, zdolniejszy i piękniejszy, niż może o tym świadczyć dowolna liczba lajków, komentarzy czy osób śledzących twój profil. Możesz odnaleźć nową drogę, żyjąc tak, jakby nikt nie patrzył.