Lubimy oglądać zwierzątka w internecie – relaksujemy się przy nich, są dla nas miłą odskocznią w tych niezbyt wesołych czasach. Czy podobnie jest z ogrodami zoologicznymi? Czy zoo nadal jest traktowane jako źródło rozrywki?
Memy i filmiki ze zwierzątkami nie tylko potrafią poprawić nastrój, ale nawet mogą poprawić relacje w związku! Są badania, które mówią o tym, że oglądanie takich materiałów w internecie zaszczepia w nas pozytywne emocje, a te w dalszej kolejności przenosimy na naszego partnera czy partnerkę. Jest to oczywiście miłe i sympatyczne, ale z perspektywy osób działających w ogrodach zoologicznych i ogólnie na rzecz zwierząt, może być odbierane jako zachowanie mocno powierzchowne. Z miłością do zwierząt jest jak z miłością do drugiej osoby – jeżeli nie zajrzymy w głąb niej, to nasze uczucie nie będzie prawdziwe. Dlatego miłości do zwierząt ciągle musimy się uczyć.
Zobacz również
W jaki sposób?
Przede wszystkim musimy pamiętać, że nie każde zwierzę powinno być traktowane w taki sam sposób jak nasi domowi pupile – nie wszystkie gatunki przeszły taką ewolucję, żeby móc nawiązać podobnie silną relację z człowiekiem. Niektórzy, niestety, o tym zapominają – przykładem jest chociażby głośna sprawa znalezienia w okolicy Odry zabłąkanego kajmana. Można zadać sobie pytanie, jakim cudem w Polsce aligator na wolności? Oczywiście z winy człowieka – właściciel takiego zwierzaka wypuścił go na wolność, gdy ten przerósł jego możliwości.
Przerósł dosłownie i w przenośni – w końcu dla takiego gatunku trzeba stworzyć odpowiednie warunki do życia.
#NMPoleca: Jak piękny design zwiększa konwersję w e-commerce? Tips & Tricks od IdoSell
Niestety, takie sytuacje zdarzają się coraz częściej. Z jednej strony zaczynamy się fascynować dzikimi zwierzętami – oczywiście to jest piękne – ale jednocześnie niekoniecznie wiąże się to z naszą wiedzą na ten temat i z tym, że faktycznie interesujemy się losem tych zwierząt. A to zainteresowanie i zrozumienie jest chyba najważniejsze w tej chwili.
Słuchaj podcastu NowyMarketing
Wracając do mojego pierwszego pytania – czy świadomość związaną ze zwierzętami można budować w sobie dzięki ogrodom zoologicznym?
Tak, zdecydowanie. W historii wrocławskiego zoo nigdy nie narzekaliśmy na brak zainteresowania, bo jest to ogród z ogromnymi tradycjami – ma już 156 lat! Ludzie z całej Polski przyjeżdżali do nas, żeby zobaczyć Afrykarium, które jest naszym wyróżnikiem i absolutną perełką – nie tylko w kraju, ale w całej Europie. Mówię „przyjeżdżali” w czasie przeszłym, bo wiadomo jak jest teraz – za nami bardzo ciężki rok i tym samym mała frekwencja. Ostatnio zajrzałam do wyników z ostatnich lat – przed pandemią odwiedzało nas rocznie około 1,5 miliona osób. W tym roku mieliśmy ok. 900 tysięcy gości.
Jaka obecnie powinna być misja każdego ogrodu zoologicznego?
Obecnie naszym podstawowym celem jest „ochrona bioróżnorodności”. To jest takie hasło, które coraz częściej pojawia się w mediach i w ogóle w przestrzeni publicznej. Staramy się zadbać o to, aby ochronić jak największą liczbę gatunków, bo z tym jako ludzkość i jako planeta mamy dziś ogromny problem. Zaznaczę w tym momencie, że ok. 60% zwierząt, które trzymamy we wrocławskim zoo, to zwierzęta zagrożone całkowitym wyginięciem. Ogrody zoologiczne są często jedyną szansą na przetrwanie gatunku, który w naturalnych warunkach jest już na wymarciu. Szacuje się, że na świecie mamy obecnie 35 500 takich gatunków. Zoo powinny uczyć jak je chronić i prowadzić tak zwaną hodowlę zachowawczą, która kiedyś być może pozwoli na przywrócenie ich do naturalnego środowiska.
Jaki przykładowo gatunek udało się ochronić we wrocławskim zoo?
Ciężko jest mi wymienić tylko jeden, ale ogromną popularność ostatnio uzyskał myszojeleń. To bardzo niepozorny zwierzak, o którego istnieniu mało kto wcześniej wiedział. Jego oficjalna nazwa to kanczyl, a u nas w zoo konkretnie występuje kanczyl filipiński. Przy czym ten słynny myszojeleń to jego kuzyn – kanczyl srebrnogrzbiety.
Na jego temat powstały piosenki i szereg uroczych memów.
Zgadza się, internauci dosyć mocno zainteresowani się myszojeleniem, dzięki czemu stał się sławny. Warto jednak wiedzieć, że nasza działalność nie ogranicza się tylko do tego, że jesteśmy domem dla jednego z gatunków kanczyla. Dodatkowo prowadzimy badania terenowe związane z kanczylem srebrnogrzbietym, czyli odrobinę innym gatunkiem, który w latach osiemdziesiątych został uznany za wymarły. Wskutek współpracy z pewną organizacją międzynarodową udało nam się potwierdzić, że ten gatunek jednak żyje! Co nie zmienia faktu, że jeśli się nim nie zaopiekujemy, wyginie.
Jak to się stało?
To był przykład projektu, który polegał na założeniu fotopułapek, dzięki którym można było poobserwować pewien zakątek w Wietnamie, w którym podobno ktoś widział kanczyla srebrnogrzbietego. I faktycznie, udało nam się go sfilmować i tym samym wstępnie potwierdzić te doniesienia. Badania genetyczne ostatecznie rozwiały wszelkie wątpliwości. Tym sposobem, trochę przypadkowo, dokonaliśmy bardzo ważnego odkrycia i byliśmy na językach naukowców z całego świata. Bardzo życzylibyśmy sobie więcej takich wypadków przy pracy, bo dzięki temu zrobiliśmy świetną promocję dla naszego zoo, dla Wrocławia i dla całej Polski… no i nikomu nieznanego kanczyla, który podbiła Internet jako myszojeleń.
Skoro jesteście tak mocno zaangażowani w badania to rozumiem, że edukacja też jest waszą mocną stroną.
Chcemy być takim ambasadorem zwierząt w świecie ludzi – stąd ciągła potrzeba rozbudowywania naszego działu edukacji. Na stałe zatrudniamy pracowników etatowych, których zadaniem jest przeprowadzanie różnego rodzaju zajęć, prelekcji, wykładów. To właśnie te osoby są odpowiedzialne za przygotowywanie materiałów edukacyjnych, aby całą wiedzę na temat świata zwierząt przekazać w jak najbardziej przystępny sposób.
Niestety, w tym roku musieliśmy zrezygnować z prowadzenia zajęć na żywo, ale te same działania próbujemy prowadzić przez Internet.
Dlaczego uważasz to za tak istotne właśnie teraz – kiedy wszyscy są maksymalnie skoncentrowani na problemie pandemii?
No właśnie. Źródeł pandemii upatruje się w przekroczeniu tej granicy pomiędzy światem dzikich zwierząt, a człowiekiem. Naruszamy ład ekosystemu przyrody. Bioróżnorodność to taki domek z kart, a my wyciągamy po kolejne karty. No i w końcu to się zawali.
Ostatni raport WWF-u z 2020 potwierdza, że jesteśmy w fazie tak zwanego szóstego globalnego wymierania gatunków. Przez ostatnie 50 lat doszczętnie przetrzebiliśmy świat zwierząt i z powierzchni ziemi zginęło aż 68% z nich. Czy to nie jest wystarczający powód? Dlatego wciąż edukujemy i wierzymy, że nie jest za późno, że możemy zrobić krok wstecz. Wszystko zależy od tego, czy powściągniemy zapędy do bezrefleksyjnego eksploatowania naszej planety.
Przyznam szczerze, że do niedawna miałam olbrzymi problem z postrzeganiem zoo – nie wierzyłam, że służą one ochronie gatunku. Jako dziecko miałam łzy w oczach, gdy widziałam umęczone zwierzęta w klatkach.
Jeszcze 20 lat temu ogrody wyglądały zupełnie inaczej – dziś już takie miejsca są poddane licznym kontrolom i tak jak wspominałam, ich funkcja drastycznie się zmieniła. Jako wrocławskie zoo jesteśmy zrzeszeni w WAZA (https://www.waza.org/) i EAZA (https://www.eaza.net), co jest gwarancją najwyższej troski o zwierzęta. Oczywiście nadal można znaleźć różnego rodzaju placówki, które się podszywają pod ogrody zoologiczne, a tak naprawdę ich misją jest wyłącznie zarobek – żyją z opłat za głaskanie tygrysów, czy zabawę z papugami.
Tak jak w sławnym już netflixowym serialu „Tiger King”.
Trzeba mieć świadomość tego, że jeśli chcemy sobie w trakcie egzotycznej podróży zafundować przejażdżkę na słoniu, to wiąże się to z ogromnym cierpieniem dla tego zwierzęcia. Cierpieniem, którego może na pierwszy rzut oka nie widać, ale wynika z tego, że na samym początku trzeba było w okrutny sposób złamać to zwierzę. Ono musiało się nauczyć rzeczy, które są wbrew jego naturze.
W naszym zoo ktoś mógłby zarzucić pracownikom, że prowadzą treningi medyczne z fokami czy z kotikami afrykańskimi – podczas takich praktyk w końcu też są wykonywane pewne sztuczki. Różnica jednak polega na tym, że nasze zwierzęta nie są do niczego zmuszane i my pracujemy z nimi w sposób zgodny z ich naturą. Trzeba wiedzieć, że foki i kotiki to są zwierzęta inteligentne i ciekawskie, które lubią się bawić i uczyć nowych rzeczy, za co zawsze są pozytywnie nagradzane. Natomiast nigdy nie będziemy tresować zwierząt i zmuszać do czynności niezgodnych z ich naturą i usposobieniem.
Z czego się zatem finansujecie?
Większość ogrodów zoologicznych w tym kraju żyje głównie z dotacji miejskich. Nasze zoo jest specyficznym ogrodem, gdyż jesteśmy spółką z.o.o., naszym właścicielem jest prezydent miasta, ale utrzymujemy się sami. Finansujemy się głównie ze sprzedaży biletów, a wszystkie nadwyżki przeznaczamy na inwestycje.
Zoo miejskie, ale bez miejskich funduszy?
Tak, jesteśmy spółką miejską, ale nie korzystamy z żadnych miejskich dotacji. Dlatego działamy jak firma rynkowa. W naszym ogrodzie mamy około 12 tysięcy zwierząt, przedstawicieli 1100 gatunków, a koszty ich utrzymania nie zmalały wraz z pandemią. Przecież nie jesteśmy w stanie przekonać manatów, aby zjadły 25 kilogramów sałaty dziennie zamiast 50-ciu. Niemniej jednak jakoś sobie radzimy – mamy jeszcze zasoby, które pozwolą nam do wiosny normalnie funkcjonować.
Jaka wgląda wasza współpraca z firmami? Jaka to jest skala, jeśli chodzi o pokrycie bieżących potrzeb?
Nie ukrywam, że współpraca z biznesem jest dla nas szczególnie ważna. Aktualnie chcemy ją mocno rozwijać, bo potencjał jest ogromny, a póki co niewiele mamy projektów w takim partnerstwie.
Dlaczego?
Dobre pytanie – jesteśmy przecież gotowym scenariuszem CSR-owym! Wspieramy ratowanie ginących gatunków na z całym świecie. Edukujemy w zakresie bioróżnorodności. Sami jesteśmy biznesem, więc wiemy, jak z nim współpracować. A jednak biznes mówi: “piękne rzeczy robicie w Azji czy Afryce, ale my wolimy zajmować się własnym podwórkiem.”
Musimy zrozumieć, że trzeba chronić bioróżnorodność na drugim końcu świata, bo ona ma wpływ na to co tu i teraz. O tym efekcie motylich skrzydeł mówiła ostatnio chociażby Natalia Hatalska – ktoś na targu w Wuhan sprzedał skłusowanego pangolina, potem ktoś go zjadł, a dziś na świecie mamy to, co mamy. Uważam, że musimy wyjść ze swoich branżowych silosów, współdziałać i dostrzec tę sieć powiązań.
Co oferujecie swoim partnerom biznesowym?
Jest wiele opcji. Najprostszą jest adopcja symboliczna. Oznacza to nic innego jak comiesięczne przeznaczanie środków na opiekę nad konkretnym gatunkiem, zwierzęciem. Przy okazji takiej współpracy przygotowujemy cały pakiet materiałów na temat adoptowanego zwierzęcia – zdjęcia, filmy, pakiet informacji, które pozwolą danej firmie na realizowanie ciekawej komunikacji zewnętrznej i wewnętrznej. Nasze zwierzęta zyskują ambasadorów, a my partnera i środki na działania na rzecz zwierząt.
Można adoptować dowolne zwierzę?
Tak! Są firmy, które wizerunkowo chcą się promować poprzez pewne cechy i szukają zwierzaka, który będzie do nich pasować. Pytają o zwierzęcy symbol siły, stabilność albo też wesoły i figlarny gatunek.
A czy możesz przybliżyć propozycję komunikacji wewnętrznej opartej o patrona-zwierzaka?
Już na etapie wyboru zwierzęcia można zorganizować wśród pracowników konkurs na wybór gatunku. Inicjatywa łączy cel wewnętrznej komunikacji, a także integracji. Patronując konkretnemu gatunkowi można realizować działania CSR. Jeśli pingwiny przylądkowe giną z powodu zanieczyszczenia oceanów plastikiem czy ich przełowienia, możemy promować stosowne podstawy pod egidą cudownego ambasadora. Aby wspierać okapi zachęcajmy do recyklingu zużytych telefonów czy tabletów. To piękne zwierzę ginie przez wydobycie rzadkich minerałów w Kongo do zasilania baterii do tego sprzętu.
Mamy dział edukacji i ekspertów, którzy mogą dla pracowników czy klientów przygotować ciekawe zajęcia on-line czy w zoo, gdy znikną obostrzenia. Wspomnę tu o bardzo fajnej współpracy z bankiem ING, który ufundował u nas zajęcia edukacyjne dla dzieci z hospicjum. Nasi edukatorzy będą przybliżać świat zwierząt dzieciakom, które być może same nie będą w stanie skorzystać z wizyty w zoo.
Super pomysł – pomoc 2w1, bo i dla hospicjum, i dla zoo.
Zgadza się, to świetna inicjatywa i marzymy o większej liczbie takich projektów.
Żeby obie strony były zadowolone z takiej współpracy, musimy wymyślić formę promocji, która dosłownie będzie uszyta na miarę. Jesteśmy elastyczni, możemy dopasować się do tematu i charakteru firmy, ale musimy poczuć też zrozumienie z tej drugiej strony. Nie pozwolimy na podmiotowe wykorzystywanie zwierząt w celach marketingowych. Szukamy partnerów do długofalowej współpracy. W CSR-ze zresztą sprawdzają się tylko świadome strategie, które są autentyczne i przynoszące efekty po pewnym czasie.
Wracając jeszcze do tematu adopcji – jak już firma wybierze swojego zwierzęcego patrona, to może rozpocząć z nim również efektywną komunikację zewnętrzną.
Dokładnie, na przykład na kanałach social mediach z użyciem naszych materiałów zdjęciowych i filmowych. Nasze video naprawdę dobrze się klikają – średnio mają po 100 tysięcy wyświetleń, ale przy okazji na przykład narodzin jakiegoś zwierzaka może to być nawet milion odsłon. Ostatnim hitem internetu jest nasza mała nosorożka. To sensacja na skalę światowa, bo to bardzo zagrożony gatunek i niełatwo jest go hodować w zoo i rozmnożyć.
Dobrze znamy moc viralowych treści, dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak zachęcić firmy do współpracy z wrocławskim zoo – współpraca z takim podmiotem zawsze będzie pozytywna wizerunkowo, a przy okazji naprawdę pożyteczna. Na koniec jeszcze spytam, jak osoby prywatne mogą was wspierać w czasie pandemii?
Uruchomiliśmy opcję darowizny przez naszą stronę internetową, gdzie za pomocą kilku kliknięć można przekazać parę złotych. Poza tym aktualnie tworzymy od podstaw stronę internetową, na której już będzie można wspierać dowolną kwotą wybranego zwierzaka. Nowa strona będziemy dużo bardziej nastawiona na edukację, dlatego już teraz zapraszam do odwiedzania jej w przyszłości.
Zoo jest cały czas czynne, dlatego zachęcam kupowania specjalnych biletów, które są droższe jedynie o złotówkę. To m.in. dzięki tym skromnym złotówkom przekazaliśmy w ubiegłym roku ponad 600 tys. na kilkadziesiąt projektów związanych z ratowaniem zwierząt na całym świecie.
Agnieszka Korzeniowska, dyrektor ds. marketingu ZOO Wrocław. Absolwentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Dziennikarka i PR-owiec z 20-letnim doświadczeniem.